Śląski Jerzy - Polska Walcząca t.5-6.doc

(2963 KB) Pobierz

 

 

FtoAl

^»"ZY PAX U

A. 1986

© Copyright by Jerzy Śląski, Warszawa 1986

Okładkę i stronę tytułową projektował Zbigniew Malicki

Indeksy opracowali

Jerzy Piesiewicz Krzysztof Olszewski

Redaktorzy Jerzy Piesiewicz Krzysztof Olszewski

Redaktor techniczny Ewa Marszal

Korektor Maria M. Matusiak

ISBN 83-211-0750-8

 

 

 

 

 

I. PARTYZANCKIE SZLAKI

A jeśli spotkasz mogiłę w lesie, Co nad nią szumią konary drzew, Niech i twe słowa wiatr w dal poniesie, O partyzancie zanuć pieśń.

(Strofa piosenki śpiewanej przez oddziały partyzanckie na Lubelszczyźnie)

Hermann Upitz, przywódca NSDAP w nadgranicznej osadzie Krummenheide (Turośl), został obudzony w nocy łomotaniem do drzwi. Słysząc okrzyk: „Aufmachen, Polizei!" — wstał, by je otworzyć. Ale to nie była policja. Osadę opanowali partyzanci z Uderzeniowych Batalionów Kadrowych, zbrojnych oddziałów Konfederacji Narodu.

Było ich 27, a dowodził nimi ppor. „Szczęsny" (Stanisław Karol-kiewicz). Przyszli z południowego wschodu, z obszarów odciętego granicznym kordonem „Bezirk Białystok". Przeprawili się przez Pisę, przecięli Puszczę Myszyniecką, we wsi kurpiowskiej położonej w pobliżu przedwojennej granicy* wzięli przewodników, członków tamtejszej placówki AK i wkrótce znaleźli się na terenie Prus Wschodnich, przekraczając granicę na południe od Johan-nisburga (Pisz), gdzie w pierwszych dniach września 1939 r. kilkakrotnie wdzierała się polska kawaleria.

Do Krummenheide wtargnęli w nocy, co dla Niemców było całkowitym zaskoczeniem. Partyzanci po krótkiej walce, do której włączyli się przebywający w osadzie na przymusowych robotach

* Także Turośl. Obecnie w pobliżu siebie istnieją dwie miejscowości o tej nazwie. Obydwie nad rzeką Turośl, lecz dzieli je granica województw. Pierwsza (dawne Krummenheide) znajduje się w województwie suwalskim, druga — w województwie łomżyńskim.

7

Polacy i jeńcy radzieccy, zajęli miejscowość, położyli trupem kilkudziesięciu stawiających opór hitlerowców z Hermannem Upit-zem na czele, zdobyli pokaźną ilość broni, amunicji i ekwipunku, po czym — zostawiwszy ulotki informujące, że był to odwet za niemieckie zbrodnie popełnione w Warszawie i na Białostocczyź-nie — wycofali się bez strat. Nie na południe, jak sądzili Niemcy, wysyłając w tym kierunku pościg, lecz na wschód, wzdłuż granicy. Gdy świtało, byli w odległości zaledwie pięciu kilometrów od Krum-menheide. Dzień spędzili w samotnej opuszczonej zagrodzie, do której ścigające partyzantów patrole nawet nie zajrzały, gdyż Niemcy byli pewni, iż mają do czynienia z tak dużym oddziałem, że w żadnym wypadku nie zdołałby się on tam ukryć. O zmierzchu ruszyli dalej i po dwóch dniach morderczego marszu dotarli do Puszczy Augustowskiej.

Wypad na Krummenheide w nocy z 15 na 16 sierpnia 1943 (przed wojną 15 sierpnia obchodzono w Polsce Święto Żołnierza), był pierwszą w Europie akcją partyzancką przeprowadzoną na terenie przedwojennej Rzeszy. Odbił się on głośnym echem w całym pasie pogranicznym. Zaszokował Niemców, uświadamiając im, że czas, w którym tu, w „Altreichu", mogli czuć się bezpieczni, mija bezpowrotnie. Zaniepokoił hitlerowskie władze bezpieczeństwa, bo z miejsca, w którym pojawili się polscy partyzanci, w ciągu jednej nocy forsownym marszem można było dotrzeć w rejon Kętrzyna, do „Wolfschanze", kwatery polowej samego Fiihrera.

Później i inne grupy partyzanckie przekraczały graniczne kordony, kierując się na terytoria przynależne przed wojną do Niemiec. Rejestru tych zagonów nikt nie sporządził. Znamy tylko jego cząstkę. Wiemy na przykład, że w latach 1943—1944 w granice Prus Wschodnich wielokrotnie wdzierały się operujące w Puszczy Augustowskiej silne oddziały AK: „Żwirki" (Witold Pielecki), „Kon-wy" (Albin Drzewiecki) i „Leśnego" (Franciszek Gaworski), że patrole Obwodu AK Ostrołęka przeprowadziły tam kilka zbrojnych akcji, że kilka potyczek poza linią graniczną, przekraczając ją od strony Mazowsza Mławskiego, stoczył oddział leśny tamtejszego Obwodu AK, którym dowodził „Wiktor" (Stefan Rudziński). Podobnie działo się na południowo-zachodnim odcinku przedwojennej granicy przecinającej Śląsk. To wiemy, ale niewiele więcej.

8

Zupełnie inny charakter niż wypad na Krummenheide miało zajęcie Iwieńca, sporego miasteczka w województwie nowogródzkim, w pobliżu Puszczy Nalibockiej, podniesionego przez okupanta do rangi siedziby powiatu. Stał tam silny garnizon niemiecki złożony z 500 żołnierzy Wehrmachtu i żandarmów, wsparty kompanią policji białoruskiej. Partyzanci — w sile około 150 ludzi z Obwodu AK Stołpce pod dowództwem por. „Lewalda" (Kacper Mi-łaszewski) — zaatakowali miasteczko w samo południe 19 czerwca 1943 r., na dźwięk dzwonu z kościoła Sw. Michała. Po zerwaniu łączności Iwieńca z innymi garnizonami, wysadzeniu mostu drogowego i ubezpieczeniu bronią maszynową dróg wylotowych część oddziału, złożona z żołnierzy uzbrojonych w broń krótką i granaty, którzy w nocy przeniknęli do miasta, oraz działające jednocześnie z zewnątrz siły główne partyzantów zaatakowały koszary.

Zaciekły bój trwał kilkanaście godzin. Siedzibę żandarmerii oblano benzyną i podpalono. Broniący koszar żołnierze Wehrmachtu ¡.policjanci białoruscy ponieśli ogromne straty, gdy próbując połączyć się z żandarmerią dostali się na szosie pod ogień partyzanckich cekaemów. Część wróciła do koszar, których partyzanci nie zdołali opanować, mimo że posłużyli się zdobytym uprzednio działkiem ppanc. Niemniej przez 24 godziny Iwieniec był wolny. W wielu oknach pojawiły się wówczas biało-czerwone flagi. Por. „Lewald" wycofał swych ludzi dopiero po ukazaniu się nad miastem niemieckich samolotów wywiadowczych. Nastąpiło to w południe 20 czerwca. Partyzancki trębacz odegrał sygnał Wojska Polskiego i oddział opuścił miasto, zabierając z sobą bogatą zdobycz: 2 działka ppanc. z amunicją, 5 samochodów, kilkanaście koni wierzchowych, kilkanaście furmanek z bronią, ekwipunkiem, żywnością. Zginęło 3 partyzantów, kilku było rannych, garnizon niemiecki został zniesiony niemal do szczętu.

Akcję tę początkowo zamierzano przeprowadzić w dniu 22 czerwca, w drugą rocznicę napaści Niemiec na ZSRR, lecz termin ten przyśpieszono, gdyż 19 czerwca Niemcy kazali stawić się w Iwieńcu licznej grupie młodzieży wyznaczonej na wywóz do Rzeszy.

Przypadającą w przeszło dwa miesiące później czwartą rocznicę agresji na Polskę por. „Robot" (Waldemar Szwiec), dowódca

9

/ /

jednego ze zgrupowań partyzanckich „Ponurego", uczcił zajęciem miasta Końskie. Garnizon Końskich składał się wówczas z około 250 Niemców i około 1500 własowców, których część stacjonowała w mieście, a część w odległym o 4 km obozie w Baryczy. Po wydzieleniu odpowiednich ubezpieczeń „Robotowi" pozostało do bezpośredniej akcji zaledwie 80 ludzi. Mimo tej dysproporcji sił 31 sierpnia 1943 r., tuż przed północą, partyzanci weszli do miasta, zniszczyli stację transformatorową, a gdy Końskie pogrążyły się w ciemnościach, zablokowali budynki zajęte przez Niemców i przystąpili do opróżniania magazynów z odzieży i żywności. Niemcy sądzili, że miasto opanował tak silny oddział, iż w walce z nim nie mają żadnych szans; ograniczyli się zatem do chaotycznego ostrzału prowadzonego z własnych kwater i do oświetlania rakietami ich przedpola. Wątła próba natarcia podjęta przez żandarmów szybko załamała się. Niemcom ruszyli wprawdzie z odsieczą własowcy z Baryczy, ale nie wykazywali pośpiechu, tak że

0              godzinie 2.00 oddział „Robota" po zlikwidowaniu pięciu konfidentów wycofał się bez strat i z dużą zdobyczą w Lasy Koneckie.

Te trzy partyzanckie uderzenia — na Krummenheide, Iwieniec

1              Końskie — każde inne, lecz mające tę wspólną cechę, że ich oddziaływanie psychologiczne zarówno na okupanta, jak i na społeczeństwo polskie było o wiele większe niż efekty militarne, zostały wykonane latem 1943 r. Był to już czas, gdy Polska Walcząca przechodziła z obrony do natarcia. Ten nowy rozdział został zapoczątkowany u schyłku 1942 r., po utworzeniu Kedywu. Wkrótce potem na polu walki pojawiają się — jako konkretna siła, a nie jako zapowiadające ją dopiero zawiązki — oddziały partyzanckie. I to nie tylko na Zamojszczyźnie, gdzie stoczyły swą pierwszą wielką bitwę. Pojawiają się w całym okupowanym kraju i partyzanci z każdym miesiącem poczynają sobie coraz śmielej. Zmieniają taktykę. Wprawdzie ich chlebem codziennym są nadal uderzenia wykonywane z zasadzki, dywersja kolejowa, napaści na poszczególne posterunki i obiekty gospodarcze, likwidacje konfidentów i szpiclów, ale zajmują również na kilka lub kilkanaście godzin spore miejscowości obsadzone silnymi garnizonami i rządzą się w nich,

10

jak chcą. Nie czekają, aż Niemcy pojawią się w pobliżu baz partyzanckich, lecz sami atakują.

W czerwcu 1940 r., po rozwiązaniu oddziału mjr. „Hubala" *, większość jego żołnierzy przeszła do konspiracji, z której zresztą wielu wróciło później na leśne ścieżki, lecz kilku ani na jeden dzień nie złożyło broni.

Wśród nich był plut. „Lis" (Franciszek Głowacz), dawny żołnierz 11. pułku ułanów z Ciechanowa. Jego grupa działała w powiatach koneckim, przysuskim i szydłowieckim. Niemcy zajadle go tropili. Jesienią 1941 r. dopadli „Lisa" w gajówce koło Przedborza, gdzie umieścił swą rodzinę. Zastrzelił jednego Niemca i uciekł. Wtedy stracił żonę, którą hitlerowcy zabrali do Końskich i tam zamordowali. Dnia 7 kwietnia 1942 r. żandarmi, powiadomieni przez konfidenta, otoczyli dom we wsi Kresy nad Pilicą, gdzie plutonowy przebywał z jednym ze swych towarzyszy. „Lis" bronił się do ostatniego naboju, który przeznaczył dla siebie.

Z pewnością trudno go nazwać partyzanckim dowódcą. Chodził swoimi ścieżkami, działał na własną rękę. Jednak w pamięci mieszkańców tamtych okolic pozostał pierwszym po „Hubalu" partyzantem.

Gdy „Hubal" konał pod Anielinem, tworzyły się już — w sposób zorganizowany, w ramach struktur ZWZ — pierwsze grupy dywersyjne, stanowiące zawiązki przyszłych oddziałów partyzanckich. Chyba najwcześniej zaczęły one powstawać na Za-mojszczyźnie, gdzie już późną wiosną 1940 r. placówki terenowe

* W związku z pseudonimem mjr. Dobrzańskiego warto przytoczyć to, co na ten temat pisze Henryk Witkowski: „Utarło się przekonanie, pogłębione tytułem filmu, że mjr Henryk Dobrzański miał pseudonim »Hubal«. W istocie nazwisko to należy prawidłowo pisać: mjr Henryk Hubala-Dobrzański, gdyż «Hubala» jest przydomkiem rodowym Dobrzańskich". Wyjaśnia to Irena Kalen-kiewiczowa (żona ówczesnego zastępcy mjr. Dobrzańskiego, kpt. Macieja Kalen-kiewicza, ps. „Kotwicz") w liście z 19 kwietnia 1977 r. znajdującym się u J. Tucholskiego {Kedyw Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943— —1944, Warszawa 1984, s. 12—13). Niemniej ze względu na to, że wszyscy autorzy — łącznie z Markiem Szymańskim i innymi byłymi podkomendnymi majora — używają formy „Hubal", zachowano ją i w tej pracy.

11

ZWZ dysponowały sekcjami szturmowymi. Rosły one szybko, łącząc się od jesieni tego roku w plutony szturmowe. Latem 1940 r. zamojskie szturmówki przeprowadziły pierwsze akcje zbrojne: zlikwidowały kilku konfidentów, wykonały kilka „eksów"*. U schyłku 1941 r. zostały przemianowane na Oddziały Dywersji Bojowej. Składały się wówczas z sześciu plutonów, które wkrótce stały się — w całym znaczeniu tego słowa — oddziałami partyzanckimi. Do otwartej walki wystąpiły w listopadzie 1942 r., gdy na Zamojszczyźnie rozpoczęła się wielka akcja wysiedleńcza. Dnia 15 sierpnia 1943 r. utworzyły one zgrupowanie oddziałów partyzanckich 9. pułku piechoty Legionów Armii Krajowej (OP/9). Nazwa ta, zatwierdzona później rozkazem Komendy Okręgu, miała dokumentować ciągłość Wojska Polskiego, gdyż oddziały partyzanckie, otrzymując numerację pułków II Rzeczypospolitej, stawały się jednocześnie spadkobiercami ich tradycji. 9. pp AK był pierwszym na ziemiach polskich pułkiem partyzanckim. Od utworzenia do rozwiązania dowodził nim mjr Stanisław Prus („Adam"). **

Podobnie rosły oddziały partyzanckie w innych okręgach ZWZ. Pierwsze ich zawiązki powstawały już w latach 1940—1941. Wprawdzie nie stanowiły one jeszcze partyzantki w całym znaczeniu tego słowa, niemniej tworzyły one jej podwaliny.

Działo się to z wiedzą i aprobatą dowództw okręgowych, ale — i to także trzeba powiedzieć — wbrew ówczesnej strategii Komendy Głównej, jednoznacznie zresztą wytyczonej przez Sztab Naczelnego Wodza. Nadchodzące do kraju instrukcje i rozkazy wyraźnie stwierdzały, że nie jest to jeszcze czas jawnej walki zbrojnej. Jako główne zadania wyznaczały one budowę armii podziemnej, jej szkolenie, gromadzenie uzbrojenia, przygotowanie przyszłego powstania, bieżący sabotaż, działalność propagandową, umacnianie w społeczeństwie ducha oporu i wiary w zwycięstwo,

jczj*

* Od słowa ekspropriacja — wywłaszczenie. Tak określano akcje mające na celu zdobycie środków finansowych oraz zaopatrzenia.

** 9. pp. Leg., stacjonującym przed wojną w Zamościu, dowodził ppłk Zygmunt Bierowski. W składzie 3. Zamojskiej DPLeg. pułk walczył na Kielecczyź-nie, m. in. pod Iłżą, a w końcowym okresie kampanii w składzie 39. rez. DP na Lubelszczyźnie i Zamojszczyźnie.

12

samopomoc i samoobronę, likwidowanie szczególnie niebezpiecznych przedstawicieli okupacyjnego aparatu terroru, karanie rodzimych zdrajców.

Gen. „Grot" stanowisko to podzielał w całej rozciągłości. Znany jest jego zdecydowanie negatywny stosunek do działań partyzanckich podjętych przez mjr. „Hubala", które uważał za przedwczesne, stanowiące przejaw niesubordynacji i powodujące nieproporcjonalne do ich efektów militarnych represje okupanta. *

Postawa ta, reprezentowana przez „Grota" do schyłku 1942 r. sprawiła, że jeszcze dziś Armii Krajowej stawia się zarzut pasywności, a nawet powstrzymywania społeczeństwa przed walką zbrojną z okupantem. Ci, którzy to czynią, abstrahują jednak — świadomie lub nieświadomie — od sytuacji, jaka panowała wówczas na frontach wojennych.

Do chwili napaści III Rzeszy na ZSRR, gdy funkcjonowanie układu niemiecko-radzieckiego było faktem obiektywnie istniejącym, a cały ciężar wojny dźwigała osamotniona po sromotnej klęsce Francji Wielka Brytania, sposobiąca się do odparcia niemieckiej inwazji — jakakolwiek próba wywołania w okupowanej Polsce powstania czy choćby intensyfikacji działań zbrojnych byłaby przez Niemców stłumiona w zarodku ze straszliwymi dla społeczeństwa konsekwencjami. Z zawiązków podziemnego wojska, budowanych z takim truciem, nic by nie zostało, a hitlerowski od-

* W miarę upływu lat opinia wyższych oficerów ZWZ-AK o mjr. „Hubalu" i jego oddziale zatracała tę ostrość. Ostatni (od 1 grudnia 1943 r. do stycznia 1945 r.) szef sztabu i zastępca komendanta Okręgu Radomsko-Kieleckiego AK, mjr/(ppłk) dypl. Wojciech Borzobohaty, pisze: „Różnie oceniano działalność mjr. Dobrzańskiego. W ówczesnych warunkach oddział partyzancki nie miał żadnych szans na przetrwanie, jak również żadnych możliwości ochrony ludności cywilnej przed wzmożonymi represjami hitlerowców, dla których działalność partyzancka była doskonałym pretekstem do masowego mordowania mieszkańców wiosek popierających »leśne wojsko«. Jednak należy pamiętać o tym, że działalność »Hubala» obok znaczenia historycznego miała kapitalne znaczenie moralne i polityczne, które w pierwszym okresie wojny w znacznym stopniu przyczyniło się do otrząśnięcia się społeczeństwa z przygnębienia wywołanego klęską wrześniową, a legenda o »hubalczykach« odegrała poważną rolę w późniejszym masowym ruchu partyzanckim na ziemi kieleckiej" (Jodła, Warwa 1984, s. 44).

13

wet już wtedy spowodowałby taki upust polskiej krwi, że w godzinie przełomu naród nie byłby w stanie poderwać się do walki. Nikt by się za Polakami nie ujął i nikt nie pośpieszyłby im z pomocą. Podobnie wyglądało to jeszcze w rok później, gdy potęga militarna III Rzeszy doszła do szczytu, niemieckie dywizje zbliżały się do Wołgi, a Hitler panował niemal nad całą Europą.

Stanowisko dowództwa ZWZ w tej sprawie wyrażał m. in. artykuł Głowy gorące, ale mętne, opublikowany w „Biuletynie Informacyjnym" na rok przed powstaniem PPR, bo 4 lutego 1941 r.

„Dywersja, partyzantka, powstanie, byłyby dziś w Polsce zbrodnią przeciwko narodowi i rozsądkowi politycznemu — stwierdzał on twardo i jednoznacznie — natomiast uporczywy bierny opór, zwolnione tempo w zakładach pracujących na rzecz okupanta, umiejętny i starannie przeprowadzony sabotaż to nasze istotne i wielkie świadczenie dzisiejsze na rzecz wspólnego zwycięstwa. Bierny Opór i Żółw — oto broń dla najszerszych warstw społeczeństwa polskiego na dziś. Powstanie i dywersję mamy również zapisane w naszym kalendarzu. Tylko nie pod dzisiejszą datą."

Żaden liczący się odłam Podziemia nie zaatakował wówczas tej tezy. Z wieloma atakami spotkał się natomiast wydrukowany w dwa lata później w tym samym piśmie artykuł pt. Z bronią u nogi. Wprawdzie i on apelował jedynie o to, by nerwy nie wzięły góry nad rozumem, o cierpliwość, opanowanie i karność, ale przez niektóre środowiska, głównie lewicowe, uznany został za koronny dowód kapitulanckiej i biernej postawy dowództwa AK. Zapewne przesądziły o tym nie względy merytoryczne, lecz „nieszczęsny tytuł", jak określił to Tomasz Szarota, dodając taką oto refleksję: „Przez wiele lat, a w pewnych kręgach społeczeństwa nawet do dziś, to właśnie sformułowanie poczytywane było, a może i jest dalej, za symbol unikania przez AK walki z wrogiem. Jakże to niesłuszny zarzut".

„Grot", który z zarzutem tym również się spotykał, przyjmował go „z uśmiechem politowania". A kiedyś powiedział: „Tę broń, którą mamy dziś w rękach i trzymamy u nogi, zbieraliśmy z pól bitewnych września 1939 r. Dzierżymy ją mocno, aby użyć jej w odpowiedniejszej chwili przeciw wrogowi Rzeczypospolitej. Byli jednak wśród Polaków i tacy, na szczęście nieliczni, którzy przez długie

14

lata »nocy okupacyjnej« w ogóle tej broni do ręki brać nie chcieli. Niech dopiero teraz biorąc ją w dłonie przynajmniej mają na tyle taktu, aby nic na ten temat nie mówić".*

Niczego do tych słów nie trzeba dodawać. Zwłaszcza że wtedy, w lutym 1943 r., AK przechodziła już na coraz szerszym froncie do natarcia. Miała w swym zbrojnym dorobku akcje „Wieniec I" i „Wieniec II" oraz wiele innych dywersji kolejowych, działał Ke-dyw, trwała wielka bitwa na Zamojszczyźnie, jeden za drugim wyruszały w pole oddziały partyzanckie.

Ale i sytuacja na frontach wyglądała inaczej: poprzedzona ciężką klęską Rommla, zadaną mu przez Brytyjczyków w Afryce, nadeszła radziecka wiktoria pod Stalingradem. Odmieniły się losy wojny.

Życie jednak, jak już pisaliśmy, łamało strategię dyktowaną rozsądkiem i chłodną kalkulacją sił. Odnosi to się nawet do szeregów ZWZ, a więc tym bardziej do grup formalnie mu nie podporządkowanych.

Jedną z nich była organizacja konspiracyjna „Odwet", którą w październiku 1939 r. utworzył w Tarnobrzegu nauczyciel szkół średnich, mgr Władysław Jasiński. Członkowie „Odwetu", głównie gimnazjaliści i harcerze, wydawali gazetkę pod tym tytułem, gromadzili broń, prowadzili szkolenie wojskowe, budowali pierwsze komórki konspii acyjne. Bardzo wcześnie rozpoczęli też czynną walkę z okupantem, likwidując prowokatorów, renegatów i konfidentów, przeprowadzając liczne akcje zaopatrzeniowe. W maju 1941 r. z części członków tej grupy Jasiński zorganizował oddział partyzancki, bezsprzecznie pierwszy po oddziale mjr. „Hubala" w całym kraju.

Jasiński, używający pseudonimu „Jędruś", zginął w starciu z Niemcami 9 stycznia 1943 r. w Trzciance koło Połańca. Razem z nim poległo dwóch jego żołnierzy, Marian Gorycki („Polikier") i Antoni Toś („Antek"). Zwłoki poległych, zostawione przez Niemców w polu, partyzanci pochowali na cmentarzu w Sulisławicach.

* Tomasz Szarota Stefan Rowecki-Grot, Warszawa 1983, s. 206.

15

Następcą „Jędrusia" został Józef Wiącek („Sowa", „Szef Józek"). W listopadzie 1943 r. „Jędrusie", jak ich powszechnie nazywano, weszli w skład Armii Krajowej, zachowując dużą autonomię. Inspektorat Sandomierski AK zorganizował wówczas dla ich kadry konspiracyjny kurs podchorążówki. Latem 1944 r., w czasie koncentracji sił Okręgu Kielecko-Radomskiego AK, „Jędrusie" stali się 4. kompanią II batalionu 2. pp 2. Kieleckiej Dywizji AK. Dywizją dowodził wówczas płk „Lin" (Antoni Żółkiewski), pułkiem mjr „Kruk" (Antoni Wiktorowski), batalionem kpt. „Tarnina" (Tadeusz Pytlakowski).

Był to już wtedy silny i dobrze uzbrojony oddział, nadal pozostający pod dowództwem Józefa Wiącka. Składał się z czterech plutonów (jeden to pluton cekaemów), miał własną broń ppanc., liczył — w szczytowym okresie rozwoju — około 240 żołnierzy jednolicie umundurowanych i dobrze wyszkolonych. Jego siłę uderzeniową stanowiła grupa najstarszych stażem „Jędrusiów", mających już za sobą ponad trzyletnią partyzancką praktykę. Dzielnie walczył w wielu bitwach i potyczkach, a część partyzantów wytrwała w swych leśnych kwaterach aż do wyzwolenia Kielecczyzny.

W tym miejscu w kilku bodaj zdaniach należy nawiązać do lansowanych w wielu powojennych publikacjach opinii tendencyjnie naświetlających stosunki panujące między ZWZ-AK a twórcą i dowódcą oddziału, mgr. Jasińskim. Według tych opinii oficerowie AK uważali rzekomo „Jędrusiów" za grupę „dziką", na jej dowódcy podobno ciążył wyrok śmierci wydany przez komendanta Obwodu Sandomierskiego AK, a „Jędruś" nawet pośmiertnie nie doczekał się rehabilitacji. Prawda jest taka, że choć „Jędruś" był członkiem ZWZ, to zbudowanej przez siebie organizacji „Odwet" ZWZ-owi nie podporządkował, zachowując samodzielność. Natomiast aż do swej śmierci ściśle z ZWZ-AK współdziałał, uczestniczył wraz ze swymi ludźmi w wielu wspólnych akcjach zbrojnych, a jego pismo „Odwet" kolportowała sieć konspiracyjna ZWZ.

Współdziałanie to było tak bliskie, że jeden z budowniczych konspiracji w południowej Polsce, płk Kazimierz Pluta-Czachowski, napisze po latach o „Jędrusiu" i jego oddziale: „Ten oddział również wywodził się z Mielca, ale nie podlegał Mieleckiej Komendzie

16

Obwodu, gdyż pod względem organizacyjnym należał do Komendy Okręgu Kraków. Kwaterował eksterytorialnie na Kielecczyźnie, ale działał również w widłach Wisły — Sanu... Podlegając Komendzie Obszaru Kraków bazował (»Jędruś« — przyp. J. Ś.) od końca 1940 r., ze względów bezpieczeństwa, poza Inspektoratem Mieleckim, a od 1941 r. na południowych skrawkach Okręgu Kieleckiego. Obwody tego Okręgu nie wiedziały o jego eksterytorialnej zależności, stąd wysuwały czasem pretensje pod jego adresem, nazywając m. in. jego oddział oddziałem »dzikim«". *

Jeśli natomiast chodzi o „rehabilitację" Jasińskiego, to wbrew temu, co twierdzą niektórzy historycy, został on pośmiertnie odznaczony przez Komendanta Głównego AK Krzyżem Orderu Virtuti Militari klasy V.**

Dodajmy, że rozkazem z 1 marca 1944, podpisanym przez szefa sztabu Komendy Okręgu Krakowskiego AK (co potwierdza tezę płk. Pluty-Czachowskiego o przynależności organizacyjnej „Jędrusia" do tego Okręgu), wydanym na podstawie upoważnienia Wodza Naczelnego WP i Komendanta Sił Zbrojnych w Kraju z dnia 11 listopada 1943 r., mgr. Jasińskiego, przed wojną podporucznika Związku Strzeleckiego, awansowano do stopnia podporucznika czasu wojny. Tym samym rozkazem stopień ten otrzymało siedmiu żołnierzy „Jędrusia" (wśród nich Józef Wiącek, a czterech z Jędrusiem" na czele pośmiertnie).*""''

Żadnej innej „rehabilitacji" ppor. Władysław Jasiński nie potrzebuje. Był żarliwym patriotą, mężnym żołnierzem, świetnym organizatorem i dowódcą. W okolicach Mielca, Tarnobrzega, Sandomierza, Opatowa, Staszowa jego pamięć żyje do dziś. Jako jedyny miał to szczęście, że jego pseudonim, który stał się nazwą utworzonego przez niego oddziału, wszedł już w czasie okupacji na

* Kazimierz Pluta-Czachowski W sprawie ruchu oporu w Rzeszowskiem, „Studia Historyczne", r. XV, 1972, z. 4 (59), s. 634 i 638.

** Kazimierz Pluta-Czachowski dz. cyt., s. 635: „Znalem go osobiście. Współpracowaliśmy ze sobą przed wojną i w Podziemiu; nie kto inny jak ja spodowo-wał nadanie mu przez Komendanta Głównego AK Krzyża Orderu Virtuti Militari V Id." Tamże numer i data rozkazu, którego fotokopia znajduje się w Komisji Odznaczeń ZG ZBoWiD.

**» Mirosław Maciąga .Jędruś" a ZWZ-AK, WTK z 12 I 1969.

2 —Polska Walcząca I. V/VI

17

trwałe do potocznego języka. Przecież na dużych połaciach kraju, większych niż zasięg działania „Jędrusiów" partyzantów, niezależnie od ich przynależności organizacyjnej, od kryptonimów, jakimi były oznaczone ich oddziały, od pseudonimów dowódców — nazywano właśnie .Jędrusiami". Bezprecedensowy to dowód popularności tego oddziału, jego rozgłosu, legendy go otaczającej.

W dniach 10 i 15 maja 1942 r., a więc w rok po utworzeniu oddziału „Jędrusiów", z Dworca Wschodniego w Warszawie wyruszyły pociągiem w Lasy Piotrkowskie dwie grupy młodych mężczyzn, któ re zapoczątkowały walkę partyzancką prowadzoną przez Gwardię Ludową, zbrojne ramię powstałej w styczniu tego roku Polskiej Partii Robotniczej. Razem było ich czternastu, wśród nich trzech zbiegłych z niewoli jeńców radzieckich. Większość pochodziła z Warszawy. Przeszli krótkie przeszkolenie w Chylicach, mieli jeden karabin z uciętą lufą, sześć pistoletów różnego typu z niewielką ilością amunicji, kilkanaście granatów własnej produkcji, trzy pary kluczy do rozkręcania szyn, trzy piły do ścinania słupów telegraficznych. Dowodził nimi 27-letni Franciszek Zubrzycki („Mały Franek"), absolwent gimnazjum im. gen. Sowińskiego w Warszawie, działacz OMS „Życie" i KZMP, którego wybuch wojny zastał w więzieniu w Łomży, jeden z pierwszych organizatorów lewicowej konspiracji, członek warszawskiego dowództwa GL.

Wysiedli w Moszczenicy pod Piotrkowem, kilka dni spędzili w tamtejszych lasach, wykonując drobne akcje sabotażowe, a następnie wrócili do Warszawy, by uzupełnić sprzęt i uzbrojenie, po czym wraz z dwoma członkami Sztabu Głównego GL (pierwszym był Bolesław Mołojec, ps. „Edward", członek sekretariatu KC PPR, odpowiedzialny wówczas za organizację i działalność GL, drugim — instruktor Józef Mrozek, ps. ,Józek") ponownie przyjechali w Piotrkowskie. Z nadleśnictwa Meszcze zabrali dwie dubeltówki, mapy oraz pieniądze, a następnie podzielili się na dwie drużyny, których drogi na pewien czas miały się rozejść. Pierwszą, dowodzoną przez „Małego Franka", 10 czerwca 1942 r. żandarmeria niemiecka otoczyła w rejonie wsi Polichno. W star-

18

ciu zginęło trzech gwardzistów, Zubrzycki i Mrozek zostali ranni. Niemcy też mieli kilku zabitych. „Mały Franek" po tej potyczce przedostał się do Warszawy, ale rannego Mrożka żandarmi nazajutrz znaleźli w lesie i wywieźli do Oświęcimia. Wojnę przeżył.

Drugą drużynę, którą dowodził zastępca „Małego Franka", Marceli Rostkowski („Marcel"), Niemcy rozproszyli w dziesięć dni później pod wsią Antoniów w powiecie opoczyńskim. Poległo trzech gwardzistów, wśród nich „Marcel"; trzech dotarło do Warszawy, losy trzech pozostałych są nieznane.

Zubrzycki, mianowany oficerem GL i dowódcą Okręgu Piotr-ków-Częstochowa, po wyleczeniu się z ran znów przybył w Piotrkowskie i przystąpił do organizowania grup wypadowych GL. Dnia 6 sierpnia 1942 * na stacji w Tomaszowie, gdzie wyznaczył spotkanie swym ludziom, został wraz z nimi otoczony przez Niemców, których sprowadził konfident znajdujący się wśród gwardzistów. Czterech lub pięciu gwardzistów poległo, pięciu Niemcy ujęli. Wśród nich był „Mały Franek". Zginął podczas próby ucieczki podjętej w czasie transportowania go do siedziby gestapo.

Tak zakończył swoje istnienie oddział im. Stefana Czarnieckiego. W krajowej historiografii minionej wojny zajmuje on bardzo wiele miejsca. Często słyszy się nawet, że był to nie tylko pierwszy oddział partyzancki GL, ale w ogóle pierwszy oddział partyzancki, jaki po hubalczykach pojawił się na ziemiach polskich.

Nie jest to ścisłe. Wyraźnie to stwierdzał datowany 15 maja 1942 r. rozkaz Dowództwa Głównego GL, skierowany do wyruszających w Piotrkowskie gwardzistów.

„Nie jesteście pierwsi — głosił on. — Pierwsze oddziały partyzanckie wyszły w pole jeszcze jesienią 1941 r., a wczesną wiosną, jeszcze przy śniegu, rozpoczęły ożywioną działalność nowe oddziały na terenie Lubelszczyzny, a trochę później w brzeskim i w »Galicji«."**

* Według innych przekazów (np. Waldemar Tuszyński Za wami pójdą inni, Warszawa 1969, s. 80) wydarzenie to miało miejsce wieczorem 5 sierpnia 1942 r.

** Wacław Poterański, Maria Turlejska, Waldemar Tuszyński, Maria Wilusz Dowództwo Główne GL i AL. Zbiór dokumentów z lat 1942—1944, Warszawa 1967, s. 3.

19

Niektórzy krajowi historycy słowa te odnoszą do oddziałów „tworzonych samorzutnie na terenie Generalnej Guberni przez byłych KPP-owców i członków innych antyfaszystowskich organizacji przedpeperowskich, a także przez zbiegłych z niewoli jeńców radzieckich, do których przyłączyła się młodzież chłopska", wymieniając jednocześnie kilka takich grup i dodając, że wymieniona w cytowanym rozkazie „Galicja" oznacza Rzeszowskie. *

To prawda. Już u schyłku 1941 r. w powiecie Biała Podlaska zaczął działać liczący około 20 osób oddział partyzancki, utworzony przez przedwojennego działacza OMS „Spartakus", Łady-sława Buczyńskiego, ps. „Kazik Dębiak". Byli w nim zbiegli jeńcy radzieccy i miejscowa młodzież. Grupa ta zorganizowała kilka udanych zasadzek na patrole żandarmer" i Wehrmachtu, wykoleiła dwa pociągi. Latem 1942 r. Buczyński przekazał ją GL, a sam w październiku tego roku został przeniesiony do Warszawy do tworzonej wówczas „specgrupy" Sztabu Głównego. Zginął 17 stycznia 1943 r. podczas próby podłożenia bomby w przeznaczonym dla Niemców kinie „Apollo" (dawniej „Napoleon") w Warszawie przy pl. Trzech Krzyży. Osaczony przez żandarmów bronił się do ostatniego naboju, którym sam pozbawił się życia. **

W końcu stycznia 1942 r. w Lasach Parczewskich powstał kilkunastoosobowy polsko-radziecki oddział partyzancki, zorganizowany z inicjatywy działającej w tamtejszych wsiach od wiosny 1941 r. tzw. Bojowej Organizacji Ludowej, którą utworzył i kierował Kazimierz Sidor („Kazik"), po powstaniu GL pierwszy dowódca jej Okręgu Lubelskiego. Oddziałem tym dowodził oficer radziecki, Michaił Pietrosjanow, który zginął wiosną 1942 r. w czasie przeprawy przez Bug. Jego oddział połączył się później z grupą, którą dowodził inny zbiegły z niewoli oficer radziecki, mjr Teodor Kowalow („Fiedia", „Teodor Albrecht"). W wyniku tej fuzji w lipcu 1942 r. powstał oddział GL im. gen. Bema.

* Tamże, s. 4

** Jego pseudonimem nazwano polsko-gruziński oddział GL, utworzony w końcu lipca 1943 r. w rejonie Mińska Mazowieckiego. Składał się on z 24 bardzo słabo uzbrojonych ludzi; dowódcą był ,Janusz" (Alfred Ryngier). Istniał zaledwie kilka tygodni. Dnia 12 września otoczyli go Niemcy, gdy kwaterował we wsi Kiczki. Zginęło wówczas 22 gwardzistów.

20

Podobnych przykładów świadczących o tym, że lewicowa partyzantka zaczęła działać wcześniej niż w maju 1942 r., można by wymienić jeszcze kilka. Nie zmienia to faktu, że również w okresie między rozwiązaniem oddziału „Hubala" a początkiem wojny nie-miecko-radzieckiej istniały na ziemiach polskich i walczyły grupy i oddziały partyzanckie, jak chociażby wspomniane już zamojskie szturmówki ZWZ, „Jędrusie", czy też — o czym jeszcze będziemy pisać — zawiązki oddziałów BCh.

Wróćmy jednak do Gwardii Ludowej, w której strategu wszczęcie wojny partyzanckiej było zadaniem naczelnym. Jej drugim oddziałem partyzanckim, który w połowie czerwca 1942 r. dotarł z Warszawy w rejon Radomia, dowodził uczestnik wojny hiszpańskiej, August Lange („Hiszpan", „Gruby Stach"), niedawno przybyły do Polski z Francji, skąd zbiegł z miejsca internowania. Oddział ten złożony z 16 ludzi nie doznał wprawdzie takiej klęski, jaka spotkała „Małego Franka", lecz także nie odniósł sukcesów. Oddział przestał istnieć po nieudanej próbie skonfiskowania pieniędzy z urzędu pocztowego w Janowcu nad Wisłą, w czasie której „Hiszpan" został ciężko ranny. Część gwardzistów wróciła do Warszawy. Był wśród nich August Lange, który w rok później, już jako dowódca Obwodu Łódzkiego, zginął podczas próby przejścia granicy między Warthegau a Generalną Gubernią. Kilku gwardzistów pozostało na Kielecczyźnie, wchodząc w skład niewielkiej grupy partyzanckiej „Edka" (Ludwik Kwiatek). We wrześniu 1942 r. wraz z całą tą grupą oraz gwardzistami z miejscowych garnizonów znaleźli się oni w oddziale im. Ziemi Kieleckiej sformowanym przez przybyłego z Warszawy z rozkazu Sztabu Głównego GL publicystę i pisarza, ppor. Ignacego Robba („Narbutt"). Ten oddział partyzancki liczył przeszło 100 ludzi i przeprowadził wiele akcji. Został rozwiązany wiosną 1943 r. po odwołaniu „Narbutta" do stolicy po niefortunnej bitwie pod Za-lezianką, rozbiciu przez żandarmów jednego plutonu we wsi Dziadek i przejściu drugiego do AK.

Równie skromne były początki partyzantki GL na Lubelszczyź-nie. W sierpniu 1942 r., gdy działało już tam kilka drobnych grup lokalnych, na teren powiatu kraśnickiego przybył z Warszawy, skierowany przez Dowództwo Główne GL, kpt. „Grzegorz

21

i i

Korczyński" (Stefan Kilianowicz). Należał on do kilkudziesięcioosobowej grupy polskich komunistów, byłych żołnierzy walczących w Hiszpanii Brygad Międzynarodowych, internowanych we Francji, którzy na polecenie KC PPR w pierwszej połowie 1942 r. przedostali się do Polski i dzięki swej wiedzy wojskowej i doświadczeniu bojowemu poważnie wzmocnili kadrę dowódczą GL.

„Grzegorz Korczyński", wykonując otrzymany rozkaz, przystąpił do tworzenia oddziału partyzanckiego. Początkowo liczył on łącznie z „Grzegorzem" zaledwie pięciu ludzi, w tym trzech zbiegłych jeńców radzieckich. Wkrótce po dołączeniu grupy „Jastrzębia" (Antoni Paleń) powstał oddział GL im. Tadeusza Kościuszki, przekształcony na początku 1943 r. w tak samo nazwaną „Grupę Operacyjną", która w walce partyzanckiej na Lubelszczyźnie odegrała znaczącą rolę. Jesienią 1943 r. „Grzegorz Korczyński" został odwołany do Warszawy, gdzie objął stanowisko szefa wydziału operacyjnego Sztabu Głównego GL. W czerwcu 1944 r. powrócił w Lubelskie i jako dowódca tamtejszego, tzn. II Obwodu AL, działał tam do wyzwolenia.

Te dwa regiony — Lubelszczyzna i Kielecczyzna — skupiały niemal całość sił partyzanckich GL-AL. Reszta operowała w województwach krakowskim i warszawskim, a pojedyncze oddziały na Śląsku i Północnym Mazowszu.

W pierwszym okresie swego istnienia partyzantka GL składała się z nielicznych, słabo uzbrojonych grup, ograniczających się z reguły do akcji sabotażowych i zaopatrzeniowych. W miarę upływu czasu, mimo wielu porażek i klęsk, w następstwie których część ich rozbito, rosły one liczebnie, przyciągając głównie rwącą się do walki młodzież, w tym także uprzednio należącą do AK i BCh. Znaczną część ich stanów tworzyli zbiegli jeńcy radzieccy i Żydzi.

Począwszy od lutego 1944 r. na Lubelszczyźnie, a od lipca na Kielecczyźnie, oddziały te łączono, tworząc brygady partyzanckie o bardzo zresztą zróżnicowanej liczebności. Im bardziej przybliżał się front wschodni, tym więcej otrzymywały one zrzutów lotniczych, co sprawiło, że w ostatniej fazie działań wojennych na ziemiach polskich były one uzbrojone i wyekwipowane dobrze lub nawet bardzo dobrze. W okresie tym współdziałały z nimi oddzia-

22

ły kierowane zza Bugu przez Polski Sztab Partyzancki, stanowiący podporządkowany 1. Armii WP organ działającego wówczas w ZSRR Centralnego Biura Komunistów Polskich. Najbardziej znane z nich wywodziły się z utworzonych na Wołyniu zgrupowania „Jeszcze Polska nie zginęła", płk. Roberta Satanowskiego *, brygady im. Wandy Wasilewskiej, którą dowodził przedwojenny wachmistrz Stanisław Szelest z brygady „Grunwald", dowodzonej przez mjr. Józefa Sobiesiaka oraz z operującej na Polesiu brygady im. Tadeusza Kościuszki mjr. Czesława Klima. Kilkudziesięcioosobowe grupy z tych oddziałów wraz z kadrą dowódczą i dużą ilością uzbrojenia, amunicji i sprzętu Polski Sztab Partyzancki przerzucał, zazwyczaj drogą powietrzną, na zaplecze frontu, gdzie skupiały one wokół siebie ochotników, często członków placówek AK oraz BCh i po niezbędnej reorganizacji podejmowały walkę. Wszystkie te grupy — z wyjątkiem Sobiesiaka i jego ludzi, których przerzucono w Kieleckie — znalazły się na Lubelszczyź-nie. Taktycznie były one podporządkowane miejscowym sztabom AL, aczkolwiek dowódcy niektórych grup nie kwapili się z uznaniem tej podległości. I tak na przykład mjr Sobiesiak („Maks", „Bronicz") odmówił formalnego podporządkowania się dowódcy Obwodu III Kielecko-Radomskiego, którym był wówczas ppłk Mieczysław Moczar, co spowodowało, że grupę swą rozbudował on do stanu pięćsetosobowej brygady głównie dzięki naborowi ochotników nie z AL, lecz z BCh.** Niemniej czyn zbrojny tych wszystkich zgrupowań tworzonych z inspiracji ludzi działających na rozkaz Polskiego Sztabu Partyzanckiego bezdyskusyjnie mieści się w nurcie walki wytyczonym i prowadzonym przez obóz lewicy polskiej.

Oddziały GL-AL od swego powstania do wyzwolenia ściśle współpracowały z partyzantką radziecką. Najpierw z niewielkimi grupami tworzonymi przez zbiegłych jeńców, którym śpieszyły z pomocą na skalę swych możliwości, później z silnymi oddziała-

* Po wojnie jeden z czołowych polskich dyrygentów, dyrektor Teatru Wielkiego w Warszawie.

" Bogdan Hillebrandt Partyzantka na Kielecczyźnie 1939—1945, Warszawa 1967, s. 284—285.

23

 

mi rajdowymi, operującymi po zachodniej stronie Bugu, które z kolei im pomagały, zaopatrując je w broń, amunicję i aprzęt.

W sumie trzeba stwierdzić, że partyzantka była tym odcinkiem walki Polaków z najeźdźcą hitlerowskim, na którym obecność i aktywność GL-AL zaznaczyły się najbardziej. Zwłaszcza w Lubelskiem i Kieleckiem,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin