narodowość.doc

(32 KB) Pobierz
Wiek XIX jest mało popularny wśród osób niezwiązanych z historią

Prof. Kizwalter – wykład dt. problemu narodowości

Wiek XIX jest mało popularny wśród osób niezwiązanych z historią. Antyk wydaje się nam egzotyczny, podobnie jak średniowiecze i wczesna nowożytność. Zaś wydarzenia wieku XX dotykają nas bezpośrednio i są nadal aktualne.  A przecież w XIX wieku zaczął się kształtować świat nam znany, już na przełomie XVIII i XIX stulecia swój początek ma szeroko rozumiana nowoczesność. Jednak wiek XIX też może wywoływać emocje, choć nie takie jak wiek XX, oczywiste jest, że powstanie warszawskie budzi ostrzejsze kontrowersje niż powstanie listopadowe, choć dzieli je „tylko” 114 lat. Problem stanowi ustosunkowanie się do tych emocji. Historyk patrzący zawsze z pewnego specyficznego punktu widzenia nigdy nie będzie obiektywny. Obiektywny być nie może także dlatego, że  ma swoje poglądy, emocje i odczucia. Z tą sytuacją trzeba się po prostu liczyć. Zadaniem studiów historycznych jest m.in. wygaszanie emocji, i choć cel ten nigdy nie będzie osiągnięty, pomimo to należy do niego dążyć.

W 1983 roku na rynku anglosaskim pojawiły się trzy książki. Autorem pierwszej był Ernest Gellner, tytuł zaś brzmiał „Narody i nacjonalizm”. Benedict Anderson wydał z kolei „Wspólnoty wyobrażone: rozważania o źródłach i rozprzestrzenianiu się nacjonalizmu”. Eric Hobsbawm i Terence Ranger opublikowali „The Inwention of tradition”. Jedynym historykiem spośród nich był Hobsbawn. Aderson był antropologiem, Gellner specjalizował się w naukach społecznych, gł. filozofii i antropologii. W Polsce w/w pozycje przeszły bez echa, co wydaje się zrozumiałe biorąc pod uwagę sytuację polityczną.

Postawił pytanie: „Co to jest naród? jak się pojawił i jakie ma widoki na przyszłość.  Teza brzmiała: przynajmniej niektóre grupy społeczne są konstruowane – nie są naturalne [wrodzone] i nie rozwijają się samorzutnie [jak np. wspólnota wiejska]. W dużym stopniu świadomie są one tworzone przez ludzi. Obecnie przynależność narodową uznajemy za cechę wrodzoną. Przypadek Polki wychowanej w Rosji, myślącej i mówiącej jak rdzenna Rosjanka powinien zmusić do zastanowienia.  Naród jest kwestią kultury – jesteśmy socjalizowani do życia w narodzie, w rodzinie przyswajamy Muttersprache. Gellner sądził, że narody są zjawiskiem nowoczesnym, najwcześniej pojawiły się w końcu XVIII w. – rewolucja francuska i jej hasła odwołujące się do uczuć narodowych, zachęcające do obrony Francji. Niektóre narody jednak nie uformowały się do końca, jednak ich przedstawiciele zawsze protestują, gdy za takich się ich uważa. Narody europejskie powstały w średniowieczu, choć średniowieczne pojęcie narodu jest nieco odmienne od XIX-wiecznego.. Powstanie narodów przed epoką przemysłową było niemożliwe, gdyż większość społeczeństwa stanowili chłopi, żyjący w osadach dość odizolowanych od reszty świata. Mieli oni dość skromne wyobrażenie do świecie zewnętrznym. Ich mobilność ograniczona była do ½ odległości,  jaką można przebyć wozem konnym od zmierzchu do świtu. Przeciętny chłop bowiem tak kalkulował, aby dojechać i wrócić jeszcze za dnia. Obok chłopów istniała też warstwa wyższa, będąca zbiorowością o poczuciu wspólnoty w skali całego kraju [np. szlachta polska w XVI w.].



Teza – za Mieszka I rozumowanie w skali państwa było ograniczone tylko do władcy, jego dworu i duchowieństwa.[rys 1]. W XIX wieku zakres ludzi świadomych będzie się rozszerzał, aż obejmie całość społeczeństwa.

Rysunek 1

Gelner sądzi, że z narodem mamy do czynienia wtedy, gdy grupa wyciąga polityczne wnioski z faktu posiadania własnej kultury. Są również grupy, które do złudzenia przypominają narody, ale nimi nie są, jak np. Żydzi żyjący w diasporze – nie wyciągnęli wniosków politycznych ze swojej kultury. Więcej, ortodoksyjni Żydzi nie akceptowali idei syjonistycznych, zakładających tworzenie państwa świeckiego.

Inną  kwestią jest przynależność narodowa Mickiewicza. Czuł się Litwinem, tj. obywatelem Litwy, będącej częścią Rzeczpospolitej Obojga Narodów, Polakiem zaś jako dziedzicem tradycji RP, tymczasowo nieistniejącej.

Kwestia języka.

Naród musi posługiwać  się jednolitym językiem.  Na ten pomysł wpadli już absolutyści, wprowadzający jeden język celem ułatwienia sobie rządów. Przedtem każdy mówił swego rodzaju dialektem, czy nawet odrębną mową i wyodrębnienie języka narodowego napotyka na poważne trudności.

Szlachta polska posługiwała się łaciną, co prawda makaroniczną. Łacina obowiązywała jako język urzędowy u początków państwowości polskiej. W XVIII szlachta posługiwała się paskudną mieszanką polsko-łacińsko-francuską, podczas gdy mieszkańcy wsi używali dość stabilnie zachowanej polszczyzny.

Na tronie RP nieraz zasiadali cudzoziemcy. Stefan Batory nie znał polskiego, z dworzanami porozumiewał się po łacinie. Znajomość języka Polaków nie istniała u królów z dynastii Wettinów.  Otwiera to dosyć drażliwą kwestię – czy szlachta zdradziła króla polskiego podczas potopu szwedzkiego? Obcojęzyczność władcy nie może być tu argumentem decydującym. Jej postawa może być nawet uznana za racjonalną. Różni cudzoziemcy panowali już, ważne więc jest jedynie, by nowy król potwierdził przywileje szlacheckie. Gdy to uczynił, wszystko było w porządku.

W epoce nowoczesnej narody musiały powstać. Rozwój cywilizacyjny wymagał szybkiej wymiany informacji, a tą mógł zapewnić jednolity standard kultury narodowej [m.in. jeden język].

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin