Gnostycyzm w charyzmatycznym wydaniu.rtf

(19 KB) Pobierz
Gnostycyzm w charyzmatycznym wydaniu

Gnostycyzm w charyzmatycznym wydaniu

 

Omówienie książki “Ostatnia bitwa” Ricka Joynera (cz. I)

 

Rick Joyner uznawany jest za Bożego proroka przez sporą liczbę wierzących w Kościele na całym świecie, a jego książka, którą chcę omówić w tym opracowaniu cieszyła się bardzo dobrym przyjęciem u czytelników różnych denominacji. Zrobiła wielkie wrażenie na ludziach szczerych, szukających Boga i działania Jego Ducha. Sprzedano jej setki tysięcy egzemplarzy. Stała się dla wielu czymś bardzo ważnym dla ich wiary. W kręgu moich znajomych, współpracowników “na niwie Pańskiej”, zdarzyło mi się słyszeć, że ktoś powoływał się na wzięte z niej słowa oraz pewne “nowe doktryny”, jakie w oparciu o jej twierdzenia powstały i - co gorsza - wyglądało na to, że liczy się z tymi stwierdzeniami bardziej niż ze Słowem Bożym, a więc tym, co mówi do nas Bóg poprzez Biblię. Chociaż sama również byłam tą książką zafascynowana, to jednak w związku z powyższymi faktami zaczęłam odczuwać wyraźny niepokój. W wyniku tego niepokoju i licznych pytań, które się we mnie rodziły oraz szukania na nie odpowiedzi w czasie ubiegłego roku, Bóg (używając różnych metod) pozwolił mi zobaczyć, jak się realizuje w Kościele działanie zwodniczych duchów wprowadzających do naszych zborów “doktryny szatańskie”, czyli to, przed czym nas ostrzega w Mt 24,24, 1Tm 4,1, 1J 2,18-20 i innych miejscach swego Słowa. Udaje im się nieraz zwieść nawet niektórych wybranych, i to gorliwych sług Bożych. Zagadnienie fałszywości niektórych nauk w Kościele to oczywiście temat - rzeka, dlatego chcę mu poświęcić więcej uwagi w kolejnych artykułach. Jest to coś, nad czym powinniśmy się zastanawiać. Te wszelkiego rodzaju subtelnie podawane nam do wierzenia herezje mają na celu jedno: stopniowo i niepostrzeżenie przygotować szczerze i biblijnie wierzących ludzi na przyjęcie Antychrysta jako prawdziwego Chrystusa. Jak to możliwe, spytacie? A tak, że doświadczając takiego “duchowego rozwoju”, w którym wyżej stawia się wszelkiego rodzaju przeżycia i objawienia niż pisane Słowo Boże, z czasem nie będziesz w stanie odróżnić prawdy od fałszu. Książka Ricka Joynera jest, niestety w przeważającej części, prezentacją nauk fałszywych, zwodniczych. Ze względu na rozgłos, jaki zdobyła w pewnych chrześcijańskich kręgach warto się przyjrzeć jej zawartości i porównać z twierdzeniami Bożego Słowa. Dlatego podjęłam się napisania tego artykułu. Zajmuję się w nim omówieniem wybranych fragmentów książki wydanej w Polsce pod tytułem “Ostatnia bitwa”, której część była publikowana wcześniej pod tytułem “Zastępy (lub: Hordy) piekieł maszerują”. Nie mogę tu się odnieść do wszystkiego, co w tej książce jest niezgodne z Biblią, bo sama wtedy musiałabym napisać książkę.

Przystępując do tego zadania muszę na wstępie zaznaczyć, że nie piszę tego jako ktoś, kto tę książkę z punktu odrzucił. Jak już wspomniałam, również się nią w swoim czasie przejęłam, ponieważ jest tam parę mądrych stwierdzeń, głębokich duchowych myśli i biblijnych prawd. Jest w niej jednak też coś tak podstępnie zwodniczego, coś tak diabelskiego (w tym miejscu przepraszam zwolenników Joynera, bo zapewne poczują się urażeni, muszę jednak mówić prawdę), iż zdecydowanie czuję się w obowiązku zaprzeczyć temu, że jest to książka napisana pod natchnieniem Ducha Świętego.

NIE każdemu duchowi wierzcie

Nie neguję tego, że Rick Joyner naprawdę przeżył uniesienie - sen - wizję i rozmawiał z duchowymi istotami w “niebie”, jednak obawiam się, iż nie były one tymi osobami, za które się podawały. Demony też mogą przybierać postać aniołów światłości, ludzi zmarłych, a nawet udawać Jezusa. Jednak dla nas punktem wyjścia przy ocenie (tak!) wszelkiego rodzaju wizji i duchowych przeżyć powinno być zawsze Słowo: “Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na świat” (Ga 1,6-8 i 1J 4,1).

Nauki przekazane przez Joynera nie są zgodne ze Słowem Bożym, które nadal powinno być dla nas wszystkich autorytetem najwyższym, bez względu na to, jakie dotrą do nas “nowe objawienia i nowe zrozumienia starych prawd". Ludzie pozostający pod wpływem tego rodzaju doktryn (chodzi o takie “fale przebudzenia” jak Word of Faith, Toronto Blessings, Pensacola, Kansas City Prophets itp., które mieszczą się właściwie w gnostycznym nurcie podejścia do spraw wiary) mówią: “nie wkładaj Boga do pudełka ani do Księgi (czyli Biblii), bo Bóg jest ponad swoim Słowem - a skoro jest suwerenny, to może zaprzeczyć nawet własnemu Słowu, jeśli tak Mu się spodoba”. Jest to całkowite kłamstwo! Bóg nigdy nie działa poza ani ponad swoim Słowem. Gdyby tak było, po co dawałby nam Biblię, skoro dzisiaj miałaby już być w większości “nieaktualna”, jak twierdzi wielu zwolenników “nowych objawień” wprost lub tylko to sugerując poprzez rozpowszechnianie różnych niebiblijnych wizji. Jeśli dozwolona miałaby być obecnie praktycznie dowolna interpretacja Pisma Świętego, bo nie mają już jakoby obowiązywać absoluty, to nic dziwnego, że Kościół (nie Oblubienica Chrystusa, lecz rozumiany jako całość - “pszenica razem z kąkolem” - Mt 13,24-30) stoi na śliskim gruncie. I kiedy nadejdzie “burza i powódź” okaże się, że był to dom zbudowany na piasku, bez prawdziwego fundamentu. Tylko ci, co wytrwali w Chrystusie i w Jego prawdzie /Słowie/ postawili dom na skale, który się ostoi. Reszta runie z hukiem. Nic też w tym dziwnego - Biblia zapowiada, że w czasach ostatecznych nastąpi wielkie odstępstwo od prawdziwej wiary i słuchanie nauk szatańskich, “łechcących nasze uszy”, gdyż “zdrowej nauki nie ścierpią”, bo nie ukochali prawdy. (Mt 24,24; 2Tes 2,3-12; 2Tm 4,3-5).

TROCHĘ kwasu…

Jak już wspomniałam, można znaleźć w tej książce coś budującego. Zgadzam się np. ze stwierdzeniem, że “musimy żąć zarówno Bożą dobroć jak i Jego surowość, gdyż nawet w Jego osądzaniu nas przejawia się łaska”. Lub też – (cytuję ze s. 102): “Powiem ci, co utrzyma cię na ścieżce życia – kochaj Zbawiciela i szukaj Jego chwały. Wszystko cokolwiek zrobisz, aby wywyższyć samego siebie, pewnego dnia doprowadzi cię do strasznego upokorzenia. A cokolwiek zrobisz z prawdziwej miłości do Zbawiciela, by wychwalać Jego imię, będzie poszerzać granice Jego królestwa”.

Jednak biorąc pod uwagę wszystko, co tam jest zawarte, nie polecałabym nikomu karmienia się tego rodzaju “rewelacjami” i przeżyciami, gdyż jest to bardzo subtelne oszustwo, które można porównać do kawałka tortu – jest smaczny, z prawdziwej bitej śmietany, biszkoptu i owoców – tyle że z domieszką arszeniku… Czy zjedlibyśmy kawałek takich słodkości wiedząc, że zawierają arszenik, nawet jeśli smak trucizny nie byłby wyczuwalny, a sam tort wyglądał i pachniał naprawdę apetycznie? Jeśli coś jest w połowie prawdziwe, a w połowie fałszywe, albo nawet w 95 procentach prawdziwe, z lekką tylko domieszką trucizny, to czy należy to przyjąć, przymknąć oczy na fałsz? Odrobina kwasu zakwasza całe ciasto… Prorok, który głosi kłamstwa na równi z prawdą nie jest Bożym prorokiem. A zatem kto inny jest jego panem, komu innemu on służy, kto inny dał mu natchnienie i “objawienie” – niezależnie od tego, czy jest tego świadomy, czy też nie. Tylko Bóg wie, jak to z nim jest naprawdę.

Książka o “ostatniej bitwie” jest przesiąknięta fałszem i tylko pozostając w wielkim zaślepieniu nie jest się w stanie tego zobaczyć. Przystąpmy więc teraz do wykazania najbardziej drastycznych kłamstw, jakimi nas ona karmi.

KTÓRY to poziom?

Na wstępie autor zaznacza, że “nie wierzy, by jakiekolwiek prorocze objawienie miało na celu ustanowienie doktryny. Od tego mamy przecież Pismo Święte”. (s. 10) Święta prawda! Co więc mamy robić, jeśli owo “prorocze objawienie” zdecydowanie zaprzecza słowom Jezusa i apostołów, którzy już “ustanowili doktrynę”? Czy powinniśmy tę “drobną niezgodność doktrynalną”, jaka zaistniała pomiędzy proroczym objawieniem a Biblią zignorować, czy też po prostu odrzucić to objawienie?

Joyner ustanawia swoją własną klasyfikację “poziomów proroczego objawienia”. Wygląda to następująco (s.7-9):

1. Prorocze “wrażenia” Mogą być wyjątkowo precyzyjne u doświadczonych, wrażliwych na nie osób, są jednak podatne na domieszkę naszych własnych uczuć, uprzedzeń i doktryn.

2. “Świadome odczucie obecności Pana lub namaszczenia Ducha Świętego”, który daje nam objawienie poprzez oświecenie naszego umysłu. Autor dodaje tutaj, iż wierzy, że to pod tego rodzaju namaszczeniem apostołowie pisali swoje listy do zborów zawarte w księgach Nowego Testamentu. Tego rodzaju namaszczenie nie gwarantuje jednak prawdziwości naszych słów, ponieważ nadal jesteśmy wtedy podatni na wpływ stworzonych przez siebie samych doktryn, uprzedzeń itp.

3. "Otwarte wizje" – to jakoby wyższy poziom odbierania proroctwa. Przychodzą z zewnątrz i nie mamy wpływu na to, co się w nich dzieje, zmniejsza się więc wtedy – zdaniem Joynera – prawdopodobieństwo oszustwa, gdyż wpływ naszych własnych uczuć w odbieraniu tego objawienia jest jakoby znacznie ograniczony.

4. "Uniesienie" – czyli “sen na jawie”. Doświadczający tego osobiście znajduje się w miejscu swojej wizji i bierze w niej czynny udział; nie jest jedynie widzem uczestniczącym w tym wydarzeniu biernie.

Z powyższej klasyfikacji jasno ma wynikać, że zarówno 3. jak i 4. poziom proroczego objawienia jest znacznie bardziej spolegliwy i prawdziwy niż np. objawienie na poziomie 2. Joyner informuje nas też, że większa cześć “Ostatniej bitwy” powstała w wyniku uniesienia, zatem jego objawienie należy zakwalifikować do najwyższego poziomu proroctwa. Przyjąwszy to za prawdę musielibyśmy uznać, że listy apostołów – a jest to przecież spora część Nowego Testamentu – zostały napisane pod wpływem “mniejszego natchnienia”. Musi je zatem charakteryzować mniejsza precyzja niż słowa zapisane przez Ricka. Przecież to tylko 2. poziom proroczej inspiracji! W konsekwencji musielibyśmy też przyjąć, że jego wizja jest prawdziwsza i bardziej godna wiary niż np. listy apostoła Pawła. To właśnie sugeruje nam autor. I później, w V części książki, ta jego intencja znajduje potwierdzenie. W czasie rozmowy Joynera z “apostołem Pawłem” odbywającej się w “niebie” apostoł jakby neguje swoją służbę i swoje napisane pod natchnieniem Ducha Świętego listy. Przedstawia siebie jakby “nieudacznika” pokładającego całą swoją nadzieję w Ricku i jemu podobnych, gdyż oni to dokonają dla Królestwa Bożego na ziemi więcej, niż był w stanie uczynić za swego życia ap. Paweł! (s. 135). Ów “Paweł” w rozmowie z Joynerem mówi do niego wyraźnie: “Wy jesteście teraz naszą nadzieją, ja już niczego nie napiszę, a ty masz jeszcze wiele do napisania”.

RADZIĆ się Boga

Przyjmując za prawdę to, co zostało powiedziane we wstępie książki (że uniesienia i wizje Ricka są bardziej wiarygodne niż “niższe poziomy proroczego natchnienia”, w wyniku których został napisany Nowy Testament), należałoby sądzić, że pisze on jakby dalszy ciąg Biblii, a przynajmniej jej wiarygodne uzupełnienie i wytłumaczenie! Oczywiście autor nie mówi tego wprost. Jednak to właśnie sugeruje, a to za pomocą przedstawionych w książce konwersacji z rzekomymi “niebianami”, którzy każą mu koniecznie wszystko zapisać. Tak więc to nie on sam siebie poleca, on tylko wykonuje “wolę Pana” i spełnia swoje “powołanie”…

Cała książka ma formę długich konwersacji z “Jezusem” i innymi oświeconymi zmarłymi “świętymi”, którzy mają nam – jeszcze żyjącym tu na ziemi – przekazać swoją mądrość i naukę; lecz czy rzeczywiście jest to potrzebne, a ponadto czy zgadza się z Pismem Świętym?

W Ew. Łk 16,28-31 czytamy wyraźnie, że starotestamentowi prorocy i słowa Jezusa znajdujące się Nowym Testamencie powinny nam całkowicie wystarczyć do tego, aby uwierzyć w Chrystusa i wiedzieć jak mamy żyć z Bogiem oraz czego On od nas oczekuje. Bóg nie ma żadnej potrzeby posługiwania się zmarłymi, by nas czegoś nauczyć. Słowo Boże (5Moj 18,11-12) wręcz zabrania kontaktów ze zmarłymi! W Księdze Izajasza 8,19 jest nawet wyraźnie powiedziane: “Czy lud nie ma się radzić swojego Boga? Czy ma się radzić umarłych w sprawie żywych?"

Wszelkie objawienia, jakie otrzymuje ktokolwiek, jeśli mają być wzięte za dobrą monetę, powinny tylko potwierdzać pisane Boże Słowo. Jeśli wyrażają coś przeciwnego, są niezgodne z Bożymi przykazaniami i ostrzeżeniami, jakie Bóg zawarł w Biblii – należy je bezwarunkowo odrzucić. Ktoś, kto cokolwiek dodaje do słów proroctwa Bożego, ściąga na siebie przekleństwo (Obj 22,18-19). A ci, którzy to Słowo przekręcają i fałszywie nauczają, są potępieni (2P 2,1-4, Ga 1,9). Apostoł Paweł pisze: “Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały…” (2Tm 3,16-17). Właśnie na podstawie natchnionego Słowa Bożego możemy jasno ocenić, na ile objawienia Ricka Joynera są prawdziwe, gdyż jedynym prawdziwym i obiektywnym tego miernikiem są natchnione i zapisane już słowa samego Boga – a znajdujemy je nie gdzie indziej niż w Biblii.

Ewa S. Moen

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin