Pickart Joan Elliott - Magiczny wieczór.pdf

(653 KB) Pobierz
Office to PDF - soft Xpansion
Joan Elliott Pickart
Magiczny wieczór
Harrison Parker – geniusz komputerowy potrafiący
złamać każdy kod. Ale czy potrafi również złamać szyfr
miłości?
Maggie Conrad – tylko ona potrafi scalić i uratować
rodzinę Parkerów. Ale jakim kosztem?
Jake Ingram – najstarszy z piątki rodzeństwa
urodzonego w wyniku eksperymentu naukowego. Został
mu do odnalezienia jeszcze jeden brat...
Rozdział 1
Promienie księżyca rzucały srebrzysty blask na pokryte
szronem trawniki, zamieniając je w magiczne diamentowe
dywany. Po obu stronach ulicy ciągnęły się piękne domy
w wiktoriańskim stylu. Wysokie, pozbawione liści drzewa
zapadły w zimowy sen; dopiero na wiosnę zbudzą się ze
snu i porosną liśćmi, które dadzą zbawczy cień podczas
upałów, jakie latem nawiedzają Wirginię.
Dookoła panowała cisza. Od kilku godzin mieszkańcy
okazałych starych domów spali smacznie, tylko w jednym
oknie na piętrze paliło się światło.
Harrison Parker z marsową miną krążył po gabinecie,
który urządził sobie w pustej sypialni, i pocierając ręką
zesztywniały kark, bezskutecznie usiłował znaleźć
odpowiedź na dziesiątki pytań kołaczących mu po głowie.
Wreszcie opadł na stary skórzany fotel przy biurku.
Spojrzawszy na zegar, westchnął zrezygnowany.
Kwadrans po pierwszej. Najwyższa pora spać. Ale nie
miał ochoty spędzić kolejnej nocy na przewracaniu się z
boku na bok, zasypianiu i budzeniu się. Od kilku dni
wstawał rano półprzytomny.
– Psiakrew! – mruknął i opierając głowę o tył fotela,
utkwił spojrzenie w suficie. – Co ja robię nie tak?
Dlaczego nic mi nie wychodzi?
Dziewięć miesięcy. Tyle minęło: dziewięć długich
miesięcy, odkąd jego żona Lisa zginęła potrącona przez
pijanego kierowcę, kiedy wracała samochodem do domu.
Powiedziano mu, że poniosła śmierć na miejscu, że nie
cierpiała. W jednej minucie oddychała, a w następnej... po
prostu przestała istnieć. Na zawsze.
Dziewięć miesięcy. Z tych dziewięciu przez osiem żył
pogrążony w bólu i rozpaczy. Smutny, zły na los,
osamotniony, szukał ucieczki i pocieszenia w pracy.
Ledwo zdawał sobie sprawę z obecności dzieci, dwóch
synów i córki. Słuchał ich, ale nie słyszał, widział, ale nie
rozumiał, czego potrzebują, rozmawiał z nimi, ale już po
chwili nie pamiętał, o czym.
Zostawiał Davida, Chelsey i Benny’ego pod opieką
jednej niani, drugiej, trzeciej, a sam wymykał się do biura,
z ulgą opuszczając dom, który kiedyś rozbrzmiewał
wesołym śmiechem, a obecnie krzykiem i płaczem.
Opiekunki po paru dniach lub tygodniach rzucały pracę;
twierdziły, że nie są w stanie zapanować nad niesforną
gromadką. Zamiast starać się rozwiązać problem,
Harrison zatrudniał kolejną dziewczynę, która podobnie
jak jej poprzedniczka nie wytrzymywała i odchodziła.
Ostatnia, kiedy wręczał jej czek – a było to trochę
ponad miesiąc temu – opowiedziała mu o tym, jak jego
najmłodszy syn, czteroletni Benny, zniszczył w ataku
złości kilkanaście porcelanowych figurek należących do
zmarłej matki. Co gorsza, zdarzało się, że przez wiele dni
chłopiec do nikogo się nie odzywał, czego – ku swemu
przerażeniu – Harrison nawet nie zauważył.
– Tak, zdecydowanie należy mi się tytuł ojca roku. –
Zdegustowany sobą, potarł dłonią nieogolony policzek.
Wtedy, po rozmowie z ostatnią opiekunką, postanowił
coś wreszcie zmienić. Z trudem wygrzebawszy się z
otchłani pustki i rozpaczy, zrezygnował z pracy w dużej
firmie, w której latami piął się po szczeblach kariery, aż
doszedł niemal do samego szczytu, i założył własny
interes – doradztwo komputerowe – z siedzibą w domu.
Uznał, że tak będzie najlepiej. Że sam zajmie się
swoimi załamanymi, nieszczęśliwymi maluchami. Że
naprawi krzywdę, jaką im wyrządził, gdy roztkliwiając się
nad sobą, zaniedbywał ich potrzeby emocjonalne. Sprawi,
że David, Chelsey i Benny znów staną się tacy jak
dawniej, weseli i pełni życia. Trudno im będzie bez Lisy,
ale jakoś sobie poradzą.
– Akurat! – Z jego głosu przebijało znużenie. – Minął
miesiąc, Parker, i co? Widzisz jakieś postępy?
Dziesięcioletni David, buntowniczo nastawiony do
całego świata, przynajmniej raz dziennie oznajmiał ojcu,
że go nienawidzi. Siedmioletnia Chelsey ssała palec,
czego nie robiła, odkąd przestała nosić pieluchy. A
Benny? Jeśli od rana do pójścia spać wypowiadał pięć
słów na krzyż, był to wielki sukces.
Dalej tak nie może być, pomyślał Harrison, odsuwając
fotel od biurka. Najpierw stracił żonę, a teraz powoli, lecz
nieubłaganie zaczyna tracić ukochane dzieci.
– Spać... – Zgasił lampę. – Muszę się wreszcie wyspać,
a jutro gdzieś się razem wybierzemy. Cholera, przywrócę
im radość życia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin