Grzegorz Motyka(1).pdf

(125 KB) Pobierz
Grzegorz Motyka
©Grzegorz Motyka, Tak było w Bieszczadach. Walki polsko - ukrai ń skie 1943 - 1948, Warszawa
1999. Tekst opublikowany za zgod ą autora
Opracowanie: ©Paweł Rydzewski: PoniŜszy tekst jest kompilacją fragmentów ksiąŜki Grzegorza Motyki, sporządzoną - za zgodą
Autora - na uŜytek strony internetowej Roztocza Południowego. Tekst zawiera liczne skróty i pozbawiony jest przypisów odnoszących do
źródeł. Z oryginalnej publikacji wybrano te fragmenty, które bezpośrednio odnoszą się do Roztocza Południowego i ziemi lubaczowskiej.
Wst ę p
Historia konfliktu polsko-ukraińskiego z lat 1943-1948 po dziś dzień budzi Ŝywe emocje. KaŜde o nim
przypomnienie natychmiast wywołuje długie i burzliwe dyskusje. Spór często dotyczy nie tylko oceny
wydarzeń, lecz takŜe podstawowych faktów. Nierzadko dyskusja pełna jest nic nie znaczących
ogólników, a jej uczestnicy, niezaleŜnie od narodowości, próbują nie tyle dojść do historycznej prawdy,
co raczej udowodnić prawdziwość głoszonych przez siebie poglądów, przewaŜnie polegających na
podkreślaniu cierpień własnego narodu i jego obronie przed "niesprawiedliwymi" zarzutami. Stan ten
jest w duŜej mierze efektem zapóźnienia badań historycznych w tej dziedzinie. Choć do
interesujących nas wydarzeń w mniejszym lub większym stopniu odnosi się wiele róŜnych publikacji,
to mają one przewaŜnie przyczynkarski charakter, skupiając się jedynie np. na dziejach
poszczególnych jednostek czy formacji.
Niniejsza praca ma w zamyśle przyczynić się, choćby w skromny sposób, do wypełnienia tej luki. Jej
celem jest pokazanie ogólnego przebiegu walk polsko-ukraińskich w latach 1943-1948 na ziemiach
dzisiejszej Polski. Zamiarem autora było przedstawienie przebiegu starć zbrojnych, siły, taktyki i celów
stron konfliktu oraz ustalenie, choćby w przybliŜeniu, poniesionych strat. Staram się zatem, w miarę
moŜliwości jak najdokładniej, odtworzyć podstawowe fakty po to, aby uzyskać pełny obraz konfliktu i
dzięki temu móc porównać go z dotychczasowymi twierdzeniami historyków, zarówno polskich, jak i
ukraińskich.
Walki polsko – ukrai ń skie I 1943 – VII 1944
W powiecie lubaczowskim, inaczej niŜ w Jarosławskiem, moŜemy w tym czasie mówić przede
wszystkim o akcjach antypolskich. Z działalnością UPA na terenach powiatów Jarosław i Lubaczów
ściśle wiąŜe się nazwisko Iwana Szpontaka ps. "Zalizniak". Na początku 1944 r. był on zastępcą
komendanta policji ukraińskiej w powiecie Rawa Ruska. Na przełomie lutego/marca 1944 r.
wyprowadził 30-osobową grupę policjantów do lasu i postanowił wstąpić do UPA. Rejonowy prowidnyk
OUN nakazał mu przejść w kierunku na Gorajec w pow. Lubaczów i tam rozpocząć formowanie sotni
UPA. Jej trzonem stało się 20 policjantów (dziesięciu odeszło do domów), którzy razem z nim
zdezerterowali od Niemców. JuŜ na początku kwietnia "Zalizniak" miał do swojej dyspozycji sotnię
złoŜoną z trzech czot: "Szuma", "Bałaja" i "Kruka". W czasie kwaterowania w Gorajcu sotnia
"Zalizniaka" zamordowała kilkunastu Polaków, częściowo w celu ukrycia swej obecności.'
Dowództwo UPA podjęło decyzję rozpoczęcia antypolskiej akcji w powiecie Lubaczów. Postanowiono
m.in. zmusić do ucieczki Polaków zamieszkujących dookoła Lubaczowa. Być moŜe miano nawet
zamiar zdobycia tego miasta. NiezaleŜnie od szczegółów ukraińskiego planu, pewne jest, iŜ do
pierwszego zbiorowego mordu na Polakach doszło w marcu w Krowicy, połoŜonej 10 km na
południowy wschód od Lubaczowa. Zginęło siedem osób, które uroczyście pochowano w Lubaczowie.
Właściwa czystka etniczna rozpoczęła się w nocy 31 marca/1 kwietnia, kiedy to nieznane oddziały
UPA lub SB (być moŜe był to kureń "Siromancy" dowodzony przez "Jastruba") urządziły tzw. "krwawy
40611421.001.png 40611421.002.png
april", zabijając w śmijowiskach jedenaście osób, w Wólce śrnijowskiej sześć, w Lipowcu dwie i w
Lipowczyku takŜe dwie osoby polskiej narodowości.
19 kwietnia do akcji ruszyła sotnia "Zalizniaka", paląc Rudkę i Brusno. W Rudce upowcy zamordowali
58 osób. W Bruśnie zdaniem J. Węgierskiego zginęło następnych 57 osób. PoniewaŜ tej informacji nie
potwierdza Henryk Komański, skrzętnie notujący wszelkie przewinienia UPA w tym regionie, naleŜy
uznać, iŜ liczba ofiar była duŜo niŜsza, najpewniej było to kilkoro mieszkańców.
W nocy 24/25 (lub 26/27) kwietnia Ukraińcy rozrzucili w Lubaczowie i okolicy ulotki, domagając się
opuszczenia przez Polaków tych okolic. Według J. Węgierskiego ich treść była następująca: "Do
Polaków. Do dnia 28.4.1944 roku do godziny 24-tej rozkazujemy wam opuścić ukraińską
etnograficzną ziemię. Kto nie podporządkuje się zarządzeniu w oznaczonym terminie, będzie ukarany
śmiercią. (-) Terenowy prowidnyk OUN (-) Komendant UPA «Zakin»". 11 maja ulotki pojawiły się teŜ w
Lubaczowie. Ich treść była jednak inna: "śydzi do ziemi, Polacy do ziemi, Niemcy do Berlina po
Rzeszów Ukraina". Trudno powiedzieć, czy rozrzucili je członkowie UPA, czy np. jakaś grupa
młodzieŜy. Jakkolwiek by było, rozrzucenie ulotek w mieście, gdzie Ukraińcy byli stroną słabszą,
naleŜy uznać nie tylko za zachętę do mordu, ale takŜe za skrajną głupotę.
Tymczasem 25 kwietnia UPA w Wólce Krowickiej zamordowała kolejnych 11 osób. W tym samym
miesiącu sotnia "Zalizniaka" zabiła w Chotylubiu pięciu Polaków, a w Kowalówce, w dwóch napadach
dokonanych 30 kwietnia i 7 maja, dalszych kilkanaście lub 27 osób. Na przełomie kwietnia/maja
dokonano takŜe całego szeregu mordów w okolicznych wsiach. W Ryszkowej Woli zginęło 6 osób, w
Dziewięcierzu 5, w RadruŜu 17, w Łówczy 6, w Jędrzejówce 5, w Lipisku ok. 20, a 18 sierpnia w
Nowinach Horynieckich 13. W tej sytuacji ludność polska zaczęła opuszczać nie tylko wsie koło
Lubaczowa, ale teŜ samo miasto. Jedynie mieszkańcy Wielkich Oczu postanowili się bronić,
wykorzystując do tego murowany kościół.
W nocy z 28/29 kwietnia ukraińscy partyzanci podpalili domy na krańcach Lubaczowa. Przekonało to
miejscowe dowództwo AK o konieczności ewakuowania Cieszanowa do baz partyzanckich w Rudzie
RóŜanieckiej i Narolu. Ewakuacja rozpoczęła się 2 maja ok. godz. 18 pod ochroną 48 Ŝołnierzy AK.
Kolumna nie atakowana dotarła do Rudy RóŜanieckiej. 3 maja do opuszczonej miejscowości weszła
sotnia "Zalizniaka", mordując ok. 20 pozostałych w niej osób i podpalając ok. 1200 domów.
Lubaczowskie oddziały AK brały następnie udział w cięŜkich walkach toczonych z UPA w północnej
części powiatu. (...)
Ostatnia walka polsko-ukraińska na południu pow. lubaczowskiego odbyła się nocą 19/20 lipca w
Wielkich Oczach. Na miejscowość uderzyła sotnia „Jastruba". Zabito 13 lub 18 Polaków, którzy nie
zdąŜyli dotrzeć do kościoła. Pozostali mieszkańcy odparli atak ogniem z dwóch karabinów
maszynowych. Ukraińcy wycofali się paląc 80 domów. W sąsiednich śmijowiskach zabili następnych
siedmiu Polaków i jednego Ukraińca.
Sotnia "Zalizniaka" w lipcu zaszyła się w lasach okolicznego poligonu, gdzie przeczekała przejście
frontu. Podczas stacjonowania w lasach natknęło się na nią przynajmniej pięć osób, w tym dwie
łączniczki AK i oficer Czerwonej Armii. Cała piątka została zabita. W sumie, według danych którymi
dysponujemy, zginęło w powiecie lubaczowskim w omawianych wydarzeniach 250-350 Polaków.
Walki polsko – ukrai ń skie VII 1944 – VIII 1945
Zdaniem Alfonsa Filara jeszcze w sierpniu 1944 r. sotnia „Zalizniaka" w powiecie lubaczowskim zabiła
w Podlesiu ok. 30 Polaków. Informacja ta, ze względu na zawarte w ksiąŜce Filara liczne
przeinaczenia, budzi jednak pewne wątpliwości. Pewne jest, iŜ "Zalizniak" koniec 1944 r. spędził w
okolicach Werchraty, gdzie z ręki jego ludzi zginęło kilka lub kilkanaście osób, które podejrzewano,
czasem zapewne słusznie, o współpracę z NKWD i AK. Jednocześnie zorganizowano kilka zasadzek
na oddziały sowieckie.
Jesienią 1944 r. na wschodnią część powiatu lubaczowskiego, opustoszałą w czasie letnich walk,
zaczęli wracać Polacy. Aby zahamować ten proces, UPA wymordowała w Łykoszynie 14 Polaków, a
w innych miejscowościach trzy rodziny (Pracewiczów oraz dwie o nieustalonych nazwiskach). Po tym
wydarzeniu wiele osób ponownie opuściło swe domostwa. Nieco później zabito trzech leśniczych. W
odpowiedzi na to okoliczna milicja rozstrzelała w pobliŜu Rudy RóŜanieckiej 33 Ukraińców z Lublińca
Starego i Nowego.
W listopadzie 1944 r. do „Zalizniaka" napłynęło kilkuset ochotników z okolicznych wsi. W związku z
tym sformował on do wiosny 1945 r. dwie następne sotnie, w ten sposób stając się dowódcą całego
kurenia. 8 stycznia 1945 r. Ukraińcy na przysiółku Tepiły k. Nowego Lublińca stoczyli bitwę z
pododdziałami 64 Dywizji NKWD. Jej szczegóły nie są znane. Wiadomo, Ŝe po stronie ukraińskiej
zginęło kilkunastu ludzi, zaś po sowieckiej co najmniej siedmiu. Starcie w Tepiłach w niczym nie
nadweręŜyło sił kurenia. Stało się to dopiero 2 marca. Tego to dnia pograniczne wojska NKWD, idące
tropem za wracającym z Ukrainy "Orestem", natknęły się we wsiach Mrzygłody i Gruszka na dwie
czoty sotni "Mesnyky II". Po cięŜkiej walce zostały one w większości zniszczone. Zginęło 62
Ukraińców, straty sowieckie są nieznane.
18 stycznia 1945 r. w przysiółku Chotyńca dwóch dezerterów z Armii Czerwonej zabiło dwóch i raniło
dwóch milicjantów z posterunku w Młynach. Następnego dnia milicjanci z tegoŜ posterunku spalili w
ok. 40 domostw, "trzech męŜczyzn i dwie kobiety spalili Ŝywcem, zastrzelili sześciu męŜczyzn i dwie
kobiety, jedną cięŜką ranili, a wielu Rusinów dotkliwie pobili".
Wiele mordów na Ukraińcach zostało dokonanych przez róŜne lokalne "samoobrony", czy teŜ zwykłe
bandy rabunkowe. W zbiorze dokumentów opracowanym przez Mikołaja Siwickiego moŜna znaleźć
wiele nazwisk członków takich grup. Napadów na Ukraińców dopuszczały się takŜe oddziały NZW.
Szczególnie złą sławę zdobył tu oddział "Wołyniaka". Według Iwana Bidny ja pierwszą ofiarą
"Wołyniaka" "był Emilian Wańczyk z Siedlanki (...) potem przyszły następne. Z rąk bandyckiej grupy
zginęły śmiercią męczeńską dwie siostry Słabowe, Lew Kyszakewycz z Ŝoną i pomocą domową.
Iwana Hajduka zamordowano na moście przed jego domem. Olha Wanczycka ze Struców zginęła na
drodze koło Dębna. Ściągnięto ją z wozu
i na miejscu rozstrzelano. Po kilku miesiącach podobny los spotkał jej męŜa Iwana. Zabrano go z
chaty, zaprowadzono nad San, przywiązano do bryły lodowej i puszczono z prądem na pewną
śmierć".Jeśli przytoczone informacje są prawdziwe, to warto zadać pytanie: co spowodowało te
mordy? Czy wymienieni byli likwidowani tylko za swoją narodowość, czy teŜ moŜe pod jakimiś
zarzutami, np. współpracy z NKWD? Tak czy inaczej, do największej tragedii doprowadziła podległa
"Wołyniakowi" grupa Krawczyka "Kudłatego" w kwietniu 1945 r. we wsi Piskorowice. Według Bidnyja
"Jeden ze złoczyńców, «Ziomek», opowiadał później, Ŝe (...) «Kudłaty» kazał wszystkim bez wyjątku
wypić przed akcją tyle alkoholu, ile kto moŜe. Po tej pijatyce wypuścił swą bandycką zgraję na
Piskorowice. Ten «Ziomek» opowiadał, Ŝe niemowlęta zabijano na miejscu. Brano je za nóŜki i
rozbijano główki o ścianę budynków lub koła u wozów, które stały na podwórzu. Wszystko to działo się
na oczach ojców i matek. Nad ofiarami najbardziej znęcał się Zygmunt Krysa i zwyrodniały pastuch
«Ziomek» z ulicy Podwierzynek w LeŜajsku." Zdaniem ks. Piętowskiego "Wołyniak" zabił w
Piskorowicach 120 Ukraińców oraz 10 Polaków (m.in. siedmioosobową rodzinę Kielerów). Strona
ukraińska podaje znacznie wyŜszą liczbę ofiar, od co najmniej 300 aŜ do 1240. Warto zaznaczyć, iŜ
konkretnych nazwisk zamordowanych jest podawanych nieco powyŜej 100.
Likwidowano teŜ Ukraińców wracających z robót w Niemczech. Jak pisze J. Tepłyćkyj: "Pojedynczo
lub małymi grupami wracali równieŜ chłopcy i dziewczęta z Cieplic. Wysiadali z pociągów na stacjach
w Jarosławiu, LeŜajsku i Tryńczy. Wieźli ze sobą mizerny dobytek i piechotą wędrowali do rodzinnych
Cieplic. Nie wiedzieli, Ŝe na wszystkich rozstajach przed wsią lub nad brzegiem Sanu i w
przydroŜnych krzakach Tryńczy śledzą ich uzbrojeni polscy bandyci, którzy zatrzymywali wracających,
odbierali od nich wszystko i wszystkich po kolei zabijali. Trudno dziś powiedzieć, ilu cieplickich
chłopców i dziewcząt zabili ci bandyci. Gdzieś nad brzegami Sanu wrzucano ich ciała do rzeki i nikt
nie wie, kiedy i kogo zamordowano". Choć istnienie tego typu napadów nie ulega wątpliwości, to
dotykały one, przynajmniej w jakimś stopniu, równieŜ Polaków. Kwestia ta wymaga dalszych badań.
Do większej tragedii doszło takŜe w kolonii Małków. W sierpniu 1944 r. zginęło w niej sześciu
Polaków. Wiosną 1945 r. został tu takŜe zabity członek BCh Bolesław Dobrowolski. W odwecie
oddział BCh 15 kwietnia 1945 r. przeprowadził akcję pacyfikacyjną. "Niektórzy z napastników pisze ks.
Piętowski byli podpici. Szli od domu do domu i strzelali do domowników." Zginęło 116 osób, głównie
kobiet i dzieci. Ukraińcy w obawie o Ŝycie organizowali w swoich wioskach samoobrony, m.in. w
Dębnie, Dobrej, Dobczy. Nie ograniczały się one tylko do obrony. Z ich rąk zginęło od kilku do
kilkunastu Polaków podczas róŜnych wypraw. Po uprowadzeniu dwóch członków NZW zgrupowanie
partyzanckie "Ojca Jana" (w jego skład wchodził teŜ oddział "Wołyniaka") przeprowadziło akcję na
Dobrą i Dobczę.
Tak ówczesną sytuację w maju 1945 r. widziało NKWD: "W jarosławskim i lubaczowskim powiatach
rzeszowskiego województwa istnieje silna wrogość pomiędzy polską i ukraińską ludnością. Ta
wrogość spowodowana jest tym, Ŝe rejon ten naleŜy do silnie zaraŜonych bandytyzmem. Bandy «AK»
(tak Sowieci określali wszystkie polskie oddziały partyzanckie przyp. G. M.) napadają na ukraińskie
wioski, grabią i terroryzują ludność; bandy «UPA» napadają na polskie wioski i takŜe grabią i
terroryzują polską ludność. Dla obrony przed bandami «AK» w ukraińskich wioskach mieszkańcy
tworzą grupy samoobrony. W skład tych grup wchodzą prawie wszyscy męŜczyźni ukraińskich wiosek,
takŜe podrostki i liczne kobiety. Wszystkie ukraińskie wioski mają przygotowaną obronę okręŜną,
prawie przy kaŜdym domu są wykopane okopy (...). KaŜda wioska dzieli się na odcinki po 40 chat, na
kaŜdym odcinku jest wybrany dziesiętnik, który codziennie na noc dla ochrony odcinka wyznacza 10
ludzi. W taki sposób kaŜda wioska codziennie wystawia ochronę do 100 ludzi. (...) Większość ludności
posiada broń. W czasie dnia wszystkie dostępy do wiosek są zabezpieczone obserwatorami
specjalnie wybranymi kobietami. Są wyznaczone sygnały alarmowe (...) PołoŜone obok siebie
ukraińskie miejscowości utrzymują ze sobą ścisłą łączność i w wypadku napadu większych band
«AK» niosą sobie wzajemnie pomoc. Kiedy bandy «AK» wyraźnie przewyŜszają siły samoobrony,
ludność wzywa na pomoc bandy «UPA» (...) W momencie zbliŜania się do miejscowości band «AK»
wszystkie kobiety i dzieci wraz z bydłem uciekają z niej do lasu i ukrywają się tam, dopóki «AK-owcy»
nie zostaną odparci od wioski.
Normalne Ŝycie w opisywanym rejonie jest sparaliŜowane, władze administracyjne istnieją tylko w
miasteczkach (...) rozporządzenia polskiej władzy do wiosek nie dochodzą, nikt ich nie zna i nie
wypełnia. (...) Ewakuacja ukraińskiej ludności z terytorium Polski do ZSRS przerwana. W wyniku tego,
iŜ bandy «UPA» pomagają ukraińskiej ludności chronić wioski przed napadami band «AK», Ukraińcy
w większości pomagają bandytom «UPA» tak materialnie, jak i siłą zbrojną, kiedy jest to potrzebne.
Ukraińskie wioski stanowią główną bazę band «UPA»."
Z Ukraińcami bezwzględnie postępowały równieŜ formacje podległe rządowi. Szczególnie "zasłuŜył
się" tu 2 Samodzielny Batalion Operacyjny WW stacjonujący w Lubaczowie i ponoć ściśle
współpracujący z NKWD. Ostatecznie powstał on 17 marca 1945 r., ale juŜ 26 lutego przeprowadził
swoją pierwszą akcję w Kobylnicy Ruskiej. Skierowano tam grupę "Ŝołnierzy WW i MO w celu ujęcia
wszystkich męŜczyzn do sześćdziesiątego roku Ŝycia. W czasie ucieczki zabito 30 osób (według
innych danych 60 przyp. G.M.). Wieś spalono, a inwentarz zarekwirowano. Zabrano 30 koni, 62
krowy, 4 świnie i 16 wozów." W następnych dniach spalono wsie Masiuki i Sieniówka, zabijając w nich
38 "banderowców".
23 marca z Cieszanowa do Lublińca Nowego udało się pięciu milicjantów. JuŜ w wiosce zostali oni
napadnięci. W walce trzech zginęło, ale dwóch pozostałych uszło z Ŝyciem. Na wieść o tym
wydarzeniu w Lubaczowie sformowano w ciągu kilku godzin grupę operacyjną w sile 60 ludzi WW i
MO. "Kiedy wspomina milicjant Stanisław Ciećkiewicz podeszliśmy
pod samą wieś, upowcy ostrzelali nas z kilku stron. Najsilniej bili z wieŜy cerkwi. (...) Kilkakrotnie
próbowaliśmy atakować pozycje przeciwnika, ale bez rezultatu. Przybywało rannych. Całą akcją
dowodził porucznik Wojska Polskiego, który po paru godzinach dał rozkaz odwrotu". W walce zginęło
jedenastu Polaków, dziewięciu zostało rannych.
25 marca wysłano do Lublińca kolejną ekspedycję karną. Podczas akcji "zniszczono miejscowość w
70%, a zdobyty inwentarz zdano do starostwa (...) zabito 540 osób banderowców i przypadkowych
świadków zajść." 6 kwietnia batalion WW w czasie operacji spalił wieś Gorajec i zabił w niej 400 osób.
Spalono teŜ Kaczory i folwark Hetyków. Wszystko wskazuje na to, Ŝe podawane przez Ŝołnierzy WW
straty ukraińskie w rzeczywistości były niŜsze. Najpewniej bowiem w Lublińcu zabito "tylko" ok. 100
osób, a w Gorajcu 155.
23 kwietnia 1945 r. 2 samodzielny batalion WW, w niejasnych okolicznościach... zdezerterował z
bronią. W pościg za jego Ŝołnierzami ruszyły oddziały NKWD z 64 Dywizji. W efekcie duŜą część
dezerterów schwytano, wielu dobrowolnie zgłosiło się z powrotem do jednostki.
Wcześniej, nocą 27/28 marca, kureń "Zalizniaka" jednocześnie uderzył na prawie wszystkie posterunki
MO w powiecie lubaczowskim. Zniszczono 18 placówek w następujących miejscowościach: Dzików
Stary, Podemszczyzna, Horyniec, Zalesie, Basznia Dolna, Łówcza, Futory, Nowa Grobla, Brusno
Nowe, Krowica, Puchacze, Chotylub, Wólka Horyniecka, Zapałów, Bichale, Łaszki, Płazów, Cewków.
Poległo 30 funkcjonariuszy MO i 43 lub 72 osoby cywilne. W tym samym miesiącu UPA spaliła wsie
Grobla, Mołodycz i Wola Mołodycka, a w Starym Siole zabiła 17 Polaków. 31 marca, w odwecie za
zabicie Polaka, samoobrona z Wiązownicy, kierowana przez Michała Orzechowskiego, napadła na
Ukraińców ukrywających się w okolicznych budynkach dworskich. Zabito dziesięć osób, głównie
kobiety i dzieci. Mord ten wywołał odwet UPA. 17 kwietnia "Zalizniak" uderzył na Wiązownicę.
Podczas akcji zginęło 65 Polaków, spłonęło 170 domów. Na pomoc zaatakowanym przyszła
samoobrona z Piwody, oddział NZW "Radwana", grupa AK "Podhalańskiego" oraz oddziały rządowe.
Dzięki temu odbito zrabowane bydło i inwentarz. Przy okazji uderzono na ukraiński obóz, gdzie zabito
pięć osób.
29 kwietnia wracająca z zarekwirowanym sianem grupa enkawudzistów w pobliŜu wsi Konty około
godz. 16 wpadła w ukraińską zasadzkę. Tylko dwóm Sowietom udało się uratować, pozostałych
jedenastu zginęło. Następnego dnia wyruszyła z Jarosławia 62-osobowa ekspedycja karna, złoŜona z
Ŝołnierzy 1 batalionu 98 pułku. O godzinie 14.30 dotarła ona do wsi Surmaczówka. Przy moście
połoŜonym przed wsią, na jej widok, wskoczył na konia i zaczął uciekać jeden z wieśniaków.
Enkawudziści zastrzelili uciekiniera, lecz gdy przeszli most przywitał ich silny ogień broni maszynowej.
W ciągu pierwszych 20 minut boju Sowieci stracili pięciu zabitych i musieli wycofać się za most, a po
pewnym czasie, wobec ukraińskiego ataku, rozpoczęli odwrót. Tylko dzięki nadejściu posiłków nie
zamienił się on w bezładną ucieczkę. Ogółem NKWD miał 12 zabitych, z czego dwóch oficerów.
Ukraińcy takŜe stracili 12 ludzi.
W następnych dniach zapanował... spokój. Jedyną rzeczą, która moŜe ten fakt wytłumaczyć, jest, jak
sądzę, obowiązywanie na tych terenach porozumienia zawartego w Siedliskach. Dzięki temu aŜ do
września 1945 r. prawie nie było dalszych walk polsko-ukraińskich. Jedynym większym starciem była
zasadzka czoty "Kruka" z sotni "Mesnyky I", urządzona 20 lipca na pododdział 26 pp z 9 DP w rejonie
wsi Nienowice k. Radymna.
„Ukrai ń skie powstanie” IX 1945 – VI 1946
Na początku września 1945 r. do powiatu lubaczowskiego przybyła 3 DP. śołnierze łatwo dostrzegli, iŜ
wkroczyli na tereny objęte działalnością partyzantki ukraińskiej. „Świadczyły o tym – pisze w swych
wspomnieniach Jan Pokrzywa - spiłowane słupy linii telefonicznej i powalone drzewa, tworzące na
drogach zapory. Musieliśmy je omijać lub teŜ usuwać, aby mogły przejechać nasze działa, samochody
i wozy." Wojsko rozlokowało się w 15 garnizonach na terenie powiatu. W meldunku sprawozdawczym
3 DP czytamy: "Pierwsze 2 dni poświęcone były na rewizje w miejscowościach, gdzie rozlokowały się
garnizony jednostek, w poszukiwaniu broni i sprzętu wojskowego u ludności cywilnej." Początkowo
wojsko nie przewidywało czynnego zwalczania UPA, lecz wyłącznie wysiedlanie ludności ukraińskiej
w oparciu o utworzone garnizony. Dopiero poczynania UPA zmusiły polskie dowództwo do zmiany
koncepcji.
Na wieść o pojawieniu się wojska "Zalizniak" rzucił do akcji cały swój kureń, do którego we wrześniu
dołączyła trzecia sotnia, dowodzona przez "Szuma". Do pierwszych ataków , na 3 DP doszło juŜ
pierwszego dnia po jej rozlokowaniu. Część polskich garnizonów została bowiem ostrzelana w nocy
ogniem broni maszynowej. Zrywano teŜ nagminnie łączność telefoniczną, czasem na odcinku paru
kilometrów, np. na linii Lubaczów-Jarosław. 5 września o godz. 23.30 kilku upowców rozbroiło w
szpitalu w Jarosławiu straŜników i uwolniło czterech schwytanych Ukraińców. Pościg za zbiegami nie
dał Ŝadnych rezultatów. Do większego uderzenia doszło nocą z 14/15 września. Sotnia "Bałaja",
wsparta przez SKW, zaatakowała stację kolejową w Oleszycach, opanowała ją i spaliła. Jednocześnie
uderzono na 1 batalion 7 pp, stacjonujący w odległych o 4 km Oleszycach. Tak opisuje to J.
Pokrzywa: "Pod osłoną nocy upowcy usiłowali niespodziewanie przedostać się do wsi i wymordować
śpiących w poszczególnych domach oficerów i Ŝołnierzy. Na szczęście rozrzucone wokół wsi
Zgłoś jeśli naruszono regulamin