Philip K. Dick -Zapłata.pdf

(1577 KB) Pobierz
Dick Philip-Zaplata
Philip K. Dick - Zapłata
Philip K. Dick
Zapłata
Przełożyli:
Agnieszka Kuc i Janusz Margański
Zapłata
Nagle poczuł, że się przemieszcza. Dobiegał go jednostajny szum silników odrzutowych. Był na pokładzie prywatnego
krążownika o napędzie rakietowym, który wolno przesuwał się po popołudniowym niebie, pokonując dystans między dwoma
miastami.
– A niech to! – powiedział, prostując się w fotelu i pocierając czoło. Obok niego siedział Earl Rethrick, który wnikliwie
mu się przyglądał błyszczącymi oczyma.
– Odzyskujesz świadomość?
– Gdzie jesteśmy? – Jennings potrząsnął głową, próbując zwalczyć uczucie dojmującego bólu. – A może powinienem
inaczej postawić pytanie. – Zdążył się zorientować, że nie był to schyłek jesieni. Wszędzie panowała wiosna. W dole zieleniły
się pola. Ostatnią rzeczą, którą potrafił sobie przypomnieć, był moment wsiadania z Rethrickiem do windy. Działo się to późną
jesienią. W Nowym Jorku.
– Tak – odezwał się Rethrick. – Minęły prawie dwa lata. Przekonasz się, że wiele rzeczy się zmieniło. Rząd upadł kilka
miesięcy temu – nowy jest jeszcze potężniejszy niż poprzedni. TP, czyli Tajna Policja, ma prawie nieograniczoną władzę.
Nawet uczniów szkolą na swoich informatorów. Taki obrót spraw był jednak do przewidzenia. I co tam jeszcze? Nowy Jork
trochę się rozrósł. Zdaje się, że zakończyli również zasypywanie Zatoki San Francisco.
– Tak naprawdę to chciałbym się dowiedzieć, co u licha, właściwie robiłem przez ostatnie dwa lata!? – Jennings zapalił
nerwowo papierosa, pocierając główkę zapałki. – Może zechce mi pan to wyjaśnić?
– Nie, to oczywiście wykluczone.
– Dokąd lecimy?
– Wracamy do biura w Nowym Jorku. Tam, gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy. Przypominasz sobie? Pewnie pamiętasz
to lepiej niż ja. Przecież tobie musi się wydawać, że to było zaledwie wczoraj, kilka dni temu.
Jennings pokiwał głową. Dwa lata! Dwa lata wyjęte z życia minęły bezpowrotnie. Wyglądało to zupełnie
nieprawdopodobnie. Przecież gdy wchodził do windy, wciąż jeszcze się zastanawiał, miał wątpliwości. Czyżby zmienił zdanie?
Tak olbrzymia suma – bo faktycznie było to dużo pieniędzy, nawet dla niego – nie do końca go przekonywała o słuszności
podjętej kiedyś decyzji. Wciąż nurtowało go pytanie, jaki rodzaj pracy właściwie wykonywał. Czy była legalna? Podobne
spekulacje i tak nie miały już sensu. Nawet wtedy, gdy jeszcze się wahał, klamka już zapadła. Rozżalony wyglądał teraz przez
okno, przyglądając się popołudniowemu niebu. Poniżej majaczyła ziemia, wilgotna i tętniąca życiem. Wiosna w pełni, po
dwóch latach. I co właściwie otrzymał w zamian?
– Czy wypłacono mi pieniądze? – zapytał. Wyciągnął portfel i zajrzał do środka. – Wygląda na to, że nie.
– Nie, zapłatę odbierzesz sobie w biurze. Kelly to ureguluje.
– Wszystko dostanę od ręki?
– Pięćdziesiąt tysięcy kredytów.
Jennings uśmiechnął się. Poczuł się trochę lepiej, gdy na własne uszy usłyszał wysokość sumy. Być może sytuacja nie
przedstawiała się aż tak źle. Przecież to tak, jakby mu zapłacili za położenie się spać. A jednak był już o dwa lata starszy.
O tyleż krócej będzie żył. Miał wrażenie, że sprzedał część samego siebie, kawałek własnego życia. A ono stanowiło przecież
ogromną wartość, zwłaszcza w tych czasach. Wzruszył ramionami. Tak czy inaczej, było już po wszystkim.
– Jesteśmy prawie na miejscu – obwieścił starszy mężczyzna. Robot, który siedział za sterami krążownika, skierował
pojazd w dół, podchodząc do lądowania. Poniżej widać już było przedmieścia Nowego Jorku. – No cóż, Jennings, być może
spotykamy się po raz ostatni. – Rethrick podał mu rękę. – Dobrze się z tobą współdziałało. Pracowaliśmy obok siebie. Ramię
w ramię. Jesteś jednym z najlepszych mechaników, jakich kiedykolwiek miałem okazję poznać. Nie popełniliśmy błędu,
wynajmując ciebie, nawet za takie pieniądze. Wszystko zwróciłeś nam z nawiązką, chociaż nawet nie zdajesz sobie z tego
sprawy.
– Cieszę się, że dobrze spożytkowaliście pieniądze.
– Wydajesz się niezadowolony.
– Nie. Po prostu staram się przyzwyczaić do myśli, że jestem o dwa lata starszy.
Rethrick roześmiał się.
– Przecież nadal jesteś bardzo młody. Na pewno poczujesz się lepiej, gdy Kelly ci zapłaci.
Wysiedli na szczycie jednego z nowojorskich biurowców, na którym zbudowano niewielkie lądowisko. Rethrick
poprowadził go do windy. Gdy tylko drzwi się zasunęły, Jennings doznał szoku. To była ostatnia rzecz, jaką pamiętał, właśnie
ta winda. Chwilę potem stracił przecież przytomność.
– Kelly ucieszy się z tego spotkania – zapewnił go Rethrick, gdy wyszli do oświetlonego holu. – Pytała o ciebie kilka
razy.
– Dlaczego?
– Uważa, że jesteś przystojny.
Rethrick przyłożył do zamka kartę kodową. Drzwi odskoczyły, otwierając się szeroko. Weszli do luksusowo
urządzonego biura firmy Rethrick Construction. Za długim mahoniowym biurkiem siedziała młoda kobieta i czytała raport.
– Kelly – powiedział Rethrick – zobacz, czyj kontrakt dobiegł końca.
1 / 111
435265756.002.png
Philip K. Dick - Zapłata
Dziewczyna uniosła głowę i uśmiechnęła się.
– Witam, panie Jennings. Jak się pan czuje na powrót w zwykłym świecie?
– W porządku. – Jennings podszedł do dziewczyny. – Rethrick mówi, że to pani występuje w roli kasjera.
Mężczyzna poklepał Jenningsa po plecach.
– No to na razie, przyjacielu. Wracam do fabryki. Jeżeli kiedyś będziesz na gwałt potrzebował grubej forsy, wpadnij do
nas, to przygotujemy dla ciebie nowy kontrakt.
Jennings skinął mu głową na pożegnanie. Gdy Rethricka już nie było w pokoju, usiadł przy biurku i skrzyżował nogi.
Kelly otworzyła szufladę, odsuwając przy tym krzesło do tyłu.
– No dobrze, pański kontrakt już wygasł, teraz Rethrick Construction może przystąpić do wypłacenia pieniędzy. Ma pan
swoją kopię umowy?
Jennings sięgnął do kieszeni po kopertę i rzucił ją na biurko.
– Proszę, oto ona.
Kelly wyjęła z szuflady mały, uszyty z materiału woreczek i jakieś odręcznie zapisane kartki papieru. Przez chwilę
przeglądała dokumenty, na jej drobnej twarzy malował się wyraz skupienia.
– Co to jest?
– Myślę, że może pan być trochę zaskoczony. – Kelly oddała mu kontrakt. – Proszę to jeszcze raz przeczytać.
– Po co? – Jennings otworzył kopertę.
Kontrakt zawierał alternatywną klauzulę: „Jeżeli druga strona wyrazi takie życzenie, w dowolnym momencie trwania
niniejszej umowy zawartej pomiędzy wyżej wymienioną firmą zwaną dalej Rethrick Construction Company...”
– „... jeżeli druga strona wyrazi takie życzenie, wówczas zamiast sumy określonej w punkcie pierwszym niniejszej
umowy może wybrać dowolne artykuły lub produkty, które jej zdaniem stanowią satysfakcjonujący ekwiwalent wyżej
wymienionej sumy... „– dokończył na głos Jennings.
Następnie chwycił szmaciany worek, rozchylił go i zajrzał do środka. Wysypał całą zawartość na rękę. Kelly przyglądała
mu się uważnie.
– Gdzie jest Rethrick? – Jennings podniósł się z krzesła. – Jeżeli wydaje mu się, że to...
– Rethrick nie ma z tym nic wspólnego. Sam pan wystąpił z taką prośbą. Proszę spojrzeć tutaj. – Kelly podała mu
dokumenty. – To pana pismo. Proszę przeczytać. To był pański pomysł, nie nasz. Naprawdę. – Uśmiechnęła się do niego. –
Takie rzeczy zdarzają się raz na jakiś czas. W trakcie obowiązywania umowy nasi kontrahenci rezygnują z pieniędzy na rzecz
jakiegoś ekwiwalentu. Nie mam pojęcia, czym się kierują. Wyrażają na to zgodę, a kiedy przychodzą tutaj, mają już
wyczyszczoną pamięć...
Jennings szybko przeglądał papiery. To rzeczywiście było jego pismo. Nie miał co do tego wątpliwości. Ręce mu drżały.
– Nie wierzę własnym oczom, chociaż rozpoznaję swój charakter pisma. – Złożył dokument i zacisnął szczęki. – Coś
musieli mi zrobić, gdy u nich byłem. Nigdy bym się na coś podobnego nie zgodził.
– Czymś musiał się pan kierować. Przyznaję, że nie widać w tym sensu. Teraz jednak, gdy wyczyszczono panu pamięć,
i tak nie jest pan w stanie ustalić, co spowodowało taką decyzję. Nie jest pan pierwszy. Kilka innych osób postąpiło w ten sam
sposób.
Jennings zaczął przyglądać się przedmiotom, które trzymał w ręku. Z woreczka wypadło kilka drobiazgów.
Magnetyczna karta kodowa do otwierania drzwi. Jakiś bilet. Kwit nadania paczki. Dość długi kawałek cienkiego drutu.
Połówka żetonu do gry w pokera. Zielony pasek materiału. Żeton na autobus.
– To zamiast pięćdziesięciu tysięcy kredytów – burknął niezadowolony. – Za dwa lata pracy...
Wyszedł z budynku na ruchliwą ulicę. Było popołudnie. Wciąż jeszcze odczuwał skutki szoku – zupełnie
zdezorientowany, w głowie miał mętlik. Czy został wystrychnięty na dudka? W kieszeni wymacał swoje małe skarby – drut,
odcinek jakiegoś biletu i całą resztę. To miało mu zrekompensować dwa lata pracy! Widział jednak na własne oczy swoje
pismo, oświadczenie o zrzeczeniu się roszczeń do wypłaty, prośbę o wydanie stosownego ekwiwalentu rzeczowego. Historia,
nie przymierzając, jak w tej bajce o głupim Grzesiu, który sprzedał krowę za trzy ziarnka fasoli. Dlaczego? Po co? Co go do
tego skłoniło?
Obrócił się i zaczął iść chodnikiem. Na skrzyżowaniu zatrzymał się, żeby przepuścić krążownik, który akurat wyjeżdżał
zza rogu ulicy.
– Dobra, Jennings. Wsiadaj.
Gwałtownym ruchem uniósł głowę. Drzwi krążownika otworzyły się. W środku klęczał jakiś mężczyzna, który mierzył
prosto w jego twarz z broni termicznej. Miał na sobie niebiesko-zielony uniform. Był to agent Tajnej Policji.
Jennings wsiadł do środka. Magnetyczne zapadki zamków zaryglowały się zupełnie jak wrota lochu. Krążownik płynnie
ruszył ulicą. Jennings zapadł się w swój fotel. Siedzący obok niego agent opuścił nieco broń. Inny oficer, który zajmował
miejsce po drugiej stronie, wprawnym ruchem rąk zaczął go przeszukiwać. Sprawdzał, czy jest uzbrojony. Wyjął portfel
Jenningsa i garść drobiazgów. Kopertę i kopię kontraktu.
– Co znaleźliście? – zapytał kierowca.
– Portfel, pieniądze. Umowę z firmą Rethrick Construction. Żadnej broni. – Oddał Jenningsowi jego rzeczy.
– Dlaczego mnie zatrzymaliście?
– Chcemy zadać ci kilka pytań. To wszystko. A więc pracowałeś dla Rethricka?
– Owszem.
– Przez dwa lata?
– Niecałe dwa.
– W fabryce?
Jennings skinął głową.
– Tak przypuszczam.
2 / 111
435265756.003.png
Philip K. Dick - Zapłata
Oficer nachylił się ku niemu.
– Gdzie mieści się ta fabryka, panie Jennings? Jaka jest jej lokalizacja?
– Nie umiem odpowiedzieć.
Obydwaj oficerowie spojrzeli na siebie. Jeden z nich oblizał wargi, jego twarz wyrażała napięcie. – A więc nie wiesz?
Zadam ci inne pytanie. Ostatnie: co robiłeś w ciągu tych dwóch lat?
– Pracowałem jako mechanik. Naprawiałem różne urządzenia elektroniczne.
– Jakiego typu to były urządzenia?
– Nie wiem. – Jennings spojrzał na swojego rozmówcę. Nie mógł skryć uśmiechu, który ironicznie wydął mu usta. –
Przykro mi, ale nic nie wiem. To prawda.
Zapadła cisza.
– Co to znaczy: „Nie wiem”? Pracowałeś nad czymś przez dwa lata i nie wiesz, co to były za urządzenia? Nie wiesz
nawet, gdzie pracowałeś?
Jennings obruszył się.
– O co wam chodzi? Po co mnie zatrzymaliście? Niczego nie zrobiłem. Byłem...
– Wszystko wiemy. Nie mamy zamiaru cię aresztować. Potrzebne są nam jedynie pewne informacje. Na temat Rethrick
Construction. Pracowałeś przecież dla nich, byłeś w ich fabryce. Pełniłeś ważną funkcję. Jesteś elektronikiem?
– Zgadza się.
– Naprawiasz komputery wysokiej klasy i tym podobne urządzenia?
Oficer sprawdził coś w swoim notesie.
– Zgodnie z tym, co mam zapisane, uchodzisz za jednego z najlepszych specjalistów w kraju.
Jennings nic nie odpowiedział.
– Wyjaśnisz nam tylko te dwie kwestie, o które cię pytaliśmy, i natychmiast zostaniesz zwolniony. Gdzie mieści się
kombinat Rethricka? Co tam się produkuje? Obsługiwałeś ich maszyny, zgadza się? Pracowałeś tam dwa lata.
– Nie mam co do tego pewności. Tak przypuszczam. Naprawdę nie mam pojęcia, co robiłem w tym czasie. Możecie mi
wierzyć lub nie.
Jennings, kompletnie już znużony, wpatrywał się w podłogę.
– Co z nim zrobimy? – odezwał się po namyśle kierowca. – Nie mamy dalszych instrukcji.
– Zabierzemy go na komisariat. Tutaj nic już z niego nie wyciśniemy.
Na ulicy widać było idących w pośpiechu mężczyzn i kobiety. Krążowniki zakorkowały drogi, ludzie wracali bowiem
z pracy do swoich domów położonych za miastem.
– Jennings, dlaczego nie udzielasz nam odpowiedzi? o co ci chodzi? Nie masz przecież żadnego powodu, żeby ukrywać
tych kilka prostych faktów. Czyżbyś odmawiał współpracy z Rządem? Dlaczego ukrywasz przed nami ważne informacje?
– Powiedziałbym wam, gdybym coś wiedział.
Oficer odchrząknął. Nikt się nie odezwał. Krążownik właśnie podjeżdżał pod wielki, kamienny budynek. Kierowca
wyłączył silnik, wyjął panel sterujący i schował go do kieszeni. Dotknął kartą magnetyczną drzwi wejściowych i zamek
odskoczył.
– Zabierzemy go do środka? Tak po prawdzie to nie...
– Chwileczkę. – Kierowca wysiadł z pojazdu. Pozostali dwaj dołączyli do niego, zamykając drzwi na zamek. Stanęli na
chodniku przed budynkiem Tajnej Policji i rozmawiali o czymś bardzo poruszeni.
Jennings siedział spokojnie w krążowniku, gapiąc się w podłogę. A więc TP zbiera informacje na temat Rethrick
Construction. No cóż, niewiele mógł im pomóc. Przyszli po niewłaściwą osobę, czy był jednak w stanie to udowodnić? Cała ta
sprawa wydawała się zupełnie nieprawdopodobna. Dwa lata bezpowrotnie wymazane z jego pamięci. Kto w to uwierzy? Jemu
samemu trudno było dać temu wiarę.
Powrócił myślami do czasów, kiedy po raz pierwszy przeczytał ogłoszenie. Anons trafił na właściwą osobę i bardzo go
zainteresował. Potrzebny mechanik, oprócz tego określano w przybliżeniu zakres obowiązków. Nie wszystko do końca było
jasne, zdołał się jednak zorientować, że oferta pracy adresowana jest do niego. No i ta oszałamiająca suma! Rozmowy
kwalifikacyjne na terenie biura. Do wypełnienia testy, formularze. Potem uświadomienie sobie faktu, iż firma Rethrick
Construction gromadzi o nim wszelkie dane, podczas gdy on na ich temat nie wie nic. Czym się właściwie zajmowali? Prace
konstrukcyjne, ale jakiego rodzaju? Jakich maszyn używali? Pięćdziesiąt tysięcy kredytów za dwa lata...
No i wypuścili go dopiero po wyczyszczeniu pamięci. Dwa lata i zero wspomnień. Długo się zastanawiał nad tym
właśnie warunkiem kontraktu. W końcu jednak się zgodził.
Jennings wyjrzał przez okno krążownika. Trzech oficerów nadal rozmawiało na chodniku, nie mogąc się zdecydować,
co zrobić z zatrzymanym. Był w trudnej sytuacji. Pracownicy Tajnej Policji chcieli wyciągnąć od niego informacje, których nie
posiadał. Czy zdoła ich o tym przekonać? W jaki sposób wykaże, iż pomimo tego, że spędził w firmie dwa lata, wiedział o niej
dokładnie tyle samo co wtedy, gdy zaczynał pracę! TP wzięłaby się za rozpracowywanie go. Upłynęłoby mnóstwo czasu, zanim
byliby skłonni mu uwierzyć, a do tego momentu...
Rozejrzał się pospiesznie dookoła. Czy miał jakąś szansę ucieczki? Lada chwila przecież wrócą. Dotknął drzwi. Były
oczywiście zamknięte na potrójny zamek magnetyczny. Wiele razy ślęczał nad takimi zamkami. Kiedyś nawet projektował
specjalną zapadkę. Drzwi nie można było otworzyć bez znajomości odpowiedniego kodu. Był bez szans, chyba że udałoby mu
się wywołać zwarcie elektryczne. Tylko czym miałby to zrobić?
Pomacał po kieszeni. Co mógłby wykorzystać? Gdyby udało mu się spowodować zwarcie, wysadziłby zamki i miałby
choćby nikłą szansę. Było po piątej. Wielkie biurowce zaczęto właśnie zamykać, a na ulicach panował ożywiony ruch. Jeżeli
tylko udałoby mu się wyskoczyć z krążownika, nie ośmieliliby się strzelać... Musi się wydostać...
Oficerowie tymczasem się rozdzielili. Jeden z nich wszedł po schodach na górę i dalej, do środka budynku, w którym
mieścił się komisariat. Pozostali dwaj za moment znajdą się przy krążowniku. Jennings pogrzebał w kieszeni i wyjął kartę
magnetyczną, odcinek biletu i kawałek drutu! Drut! Cieniutki jak ludzki włos. Czy był zaizolowany? Szybko go rozwinął.
3 / 111
435265756.004.png
Philip K. Dick - Zapłata
Uklęknął i wprawnie wybadał ręką konstrukcję drzwi. Poniżej linii zamka biegł cieniutki, niewielki rowek. Zręcznie
manipulując drutem, Jennings delikatnie wprowadził jego koniec do rowka na głębokość mniej więcej jednego cala. Drut
zagłębił się w niewidocznej przestrzeni. Z czoła Jenningsa zaczął ściekać pot. Przesunął drut kawałeczek dalej i obrócił go.
Wstrzymał oddech. Przekaźnik powinien być...
Błysk.
Na wpół oślepiony rzucił się całym ciężarem na drzwi, które natychmiast odskoczyły. W zamku doszło do zwarcia i ze
środka wydobywał się dym. Jennings wypadł na ulicę i zaczął biec. Jezdnie zakorkowane były krążownikami, które z trudem
przeciskały się do przodu, zewsząd rozlegało się trąbienie. Skrył się za napotkaną opieszale jadącą ciężarówką i przedostał na
środkowy pas ruchu. Gdy znalazł się już na chodniku, kątem oka dostrzegł, jak tajniacy rzucili się za nim w pogoń.
Akurat nadjechał autobus, kolebiący się mocno na boki, wyładowany po brzegi ludźmi. Jennings uczepił się poręczy
i wspiął się na tylny pomost. Wokół zamajaczyły zdumione twarze, nagle ogarnął go strach. W jego kierunku, stukocząc
i wyraźnie okazując swoje niezadowolenie, zmierzał robot-konduktor.
– Proszę pana – zwrócił się do Jenningsa. Autobus zwolnił. – Proszę pana, zabronione jest...
– Już, zaraz – odezwał się Jennings.
Nagle poczuł, że wypełnia go szalona radość. Jeszcze chwilę temu był w pułapce, bez szans na ucieczkę. Zmarnował
dwa lata życia. Został zatrzymany przez Tajną Policję, która usiłowała wyciągnąć z niego informacje, jakich nie posiadał.
Zupełnie beznadziejna sytuacja. Aż tu nagle sprawy zaczęły przybierać zupełnie inny obrót.
Sięgnął ręką do kieszeni i wyciągnął żeton. Wsunął go konduktorowi do specjalnego otworu.
– Teraz już w porządku? – zapytał.
Podłoga autobusu bez przerwy drgała i kołysała się, kierowca na moment się zawahał. Po chwili pojazd znowu nabrał
szybkości i pojechał dalej. Konduktor odwrócił się, nieprzyjemne brzęczenie ucichło – wszystko wróciło do normy. Jennings
uśmiechnął się. Przeszedł obok stojących ludzi, rozglądając się za jakimś miejscem. Pragnął gdzieś usiąść, żeby zebrać myśli.
Musiał zastanowić się nad wieloma sprawami. Błyskawicznie zaczął analizować sytuację.
Autobus jechał dalej, wtapiając się w wartki strumień innych pojazdów sunących ulicą. Jennings niemal nie dostrzegał
ludzi siedzących obok niego. Nie było co do tego wątpliwości – nikt go nie oszukał. Transakcja była uczciwa. Sam zdecydował
się na taki krok. To doprawdy zadziwiające, iż po dwóch latach pracy uznał, że garść śmiesznych drobiazgów więcej dla niego
znaczy niż pięćdziesiąt tysięcy kredytów. Jednakże jeszcze większe zaskoczenie stanowił fakt, iż te nieistotne drobiazgi
okazywały się mieć teraz większą wartość niż pieniądze.
Dzięki temu, że miał przy sobie kawałek drutu i żeton na autobus, zdołał wyrwać się z łap Tajnej Policji. To było
naprawdę coś. Gdyby trafił za kamienne mury komisariatu, pieniądze na niewiele by się zdały. Nie pomogłoby mu nawet
pięćdziesiąt tysięcy kredytów. Tymczasem miał jeszcze inne przedmioty. Włożył rękę do kieszeni. Pięć różnych drobiazgów.
Do tej pory wykorzystał dwa. Czy pozostałe miały odegrać jakąś istotną rolę?
I najważniejsze pytanie – skąd on – czy też jego ówczesne „ja” – wiedział, że kawałek drutu i żeton na autobus ocalą mu
kiedyś życie? Niewątpliwie tamten on był dobrze poinformowany. Każdą rzecz przewidział. Tylko jak to było możliwe? No i te
pozostałe pięć przedmiotów. Prawdopodobnie były równie cenne, a przynajmniej miały się takimi okazać.
Tamten on, z minionych dwóch lat, wiedział o rzeczach, których obecnie Jennings nie był w stanie sobie przypomnieć,
jako że wyczyszczono mu pamięć. Zupełnie tak samo, jak usuwa się dane z pamięci komputera. Był jak nie zapisana tabliczka.
To, co wiedział tamten on – przepadło. Przepadło bezpowrotnie, pozostało jedynie owych siedem przedmiotów. Pięć spośród
nich nadal tkwiło w jego kieszeni.
Ale nie teoretyczne spekulacje najbardziej się teraz liczyły. Musiał stawić czoło bardzo realnym problemom. Tajna
Policja deptała mu po piętach. Znali jego nazwisko i rysopis. Powrót do własnego mieszkania nie wchodził w grę – nawet jeżeli
formalnie wciąż pozostawał jego właścicielem. Agenci TP przeczesywali je codziennie. Dokąd w takim razie mógł się udać?
Do hotelu? Schronić się u przyjaciół? Ale w ten sposób naraziłby ich na niebezpieczeństwo. Agenci prędzej czy później trafią
na jego ślad, to tylko kwestia czasu. Dopadną go gdzieś na ulicy lub w restauracji, wyciągną z widowni w trakcie
przedstawienia lub z łóżka w jakimś wynajętym mieszkaniu. Tajni agenci byli dosłownie wszędzie.
Wszędzie? No, niezupełnie. O ile jednostka nie miała w starciu z nimi żadnych szans, o tyle przedsiębiorstwa nie były
znów takie bezradne. Największe potęgi ekonomiczne zdołały wywalczyć sobie dość spory margines wolności, pomimo iż
właściwie wszystkie inne dziedziny życia były w pełni kontrolowane przez Rząd. Prawa, które zostały odebrane obywatelom,
nadal chroniły własność prywatną i przemysł. Agenci TP mogli uprowadzić w zasadzie każdego, nie mogli jednak wkroczyć na
teren spółki lub firmy ani też ich przejąć. Zostało to wyraźnie i raz na zawsze ustalone już w połowie dwudziestego wieku.
Biznes, przemysł, korporacje – dla nich Tajna Policja nie stanowiła bezpośredniego zagrożenia. Wobec nich bowiem
konieczne było ściśle określone postępowanie. Firma Rethrick Construction stała się przedmiotem ich zainteresowania, nie
mogli jednak podjąć przeciwko niej żadnych kroków, dopóki nie naruszono postanowień statutowych. Gdyby udało mu się
wrócić do firmy, dostać się do środka – wówczas byłby ocalony. Jennings uśmiechnął się ponuro. Firma zastąpiła Kościół.
Kiedyś państwo walczyło z Kościołem, teraz – Rząd z korporacjami. Firma – nowa Notre Dame współczesnego świata – była
niejako poza prawem.
Czy Rethrick przyjąłby go ponownie? Pewnie tak, na starych warunkach. W końcu sam to zadeklarował. Kolejne dwa
lata wyjęte z życiorysu i znów powrót praktycznie na ulicę. Czy warto było się trudzić? Nagle sięgnął ręką do kieszeni. Na dnie
nadal spoczywały zgromadzone drobiazgi. On z całą pewnością przygotował je w jakimś celu! Nie, nie było sensu wracać do
Rethrick Construction, żeby odpracowywać kolejny kontrakt. Niewątpliwie należało przedsięwziąć coś innego. Coś, co
w sposób trwały polepszyłoby jego sytuację. Jennings zastanawiał się. Rethrick Construction. Co oni tam właściwie
konstruowali? Czego dowiedział się on, co ustalił w ciągu minionych dwóch lat? No i dlaczego TP tak bardzo się firmą
interesowała?
Wyciągnął z kieszeni pięć przedmiotów i przyjrzał im się uważnie. Zielony pasek materiału. Kodowa karta
magnetyczna. Odcinek biletu. Pokwitowanie za paczkę. Połówka żetonu do gry w pokera. Zdumiewające, że tak dziwaczny
zestaw drobiazgów mógł odegrać jakąkolwiek rolę.
4 / 111
435265756.005.png
Philip K. Dick - Zapłata
Rethrick Construction z pewnością miała w tym wszystkim swój udział.
Nie było co do tego wątpliwości. Rozwiązania zagadki, odpowiedzi na wszystkie nurtujące go pytania należało szukać
właśnie tam. Tylko gdzie właściwie mieściła się firma? Nie miał najmniejszego pojęcia, w jakim miejscu zbudowano fabrykę.
Wiedział, gdzie znajduje się biuro, ów wielki, luksusowo umeblowany pokój, w którym urzędowała za biurkiem znajoma mu
młoda kobieta. To jednak nie był zakład produkcyjny. Czy ktokolwiek poza Rethrickiem znał jego lokalizację? Kelly nic na ten
temat nie wiedziała. Czy TP zdołała ustalić, gdzie mieści się fabryka?
Na pewno leżała gdzieś za miastem. Był o tym przekonany. Leciał tam przecież rakietą. Prawdopodobnie znajdowała się
na terytorium Stanów Zjednoczonych, może na jakichś terenach rolniczych, na wsi. Cóż za piekielny układ! W każdej chwili
mogli go zgarnąć agenci TP. Za drugim razem już by się im pewnie nie wywinął. Jego jedyną szansą, jedynym gwarantem
bezpieczeństwa było dotarcie do zakładów Rethricka. Tylko tam mógł dowiedzieć się o sprawach tak bardzo dla niego
istotnych. Fabryka – miejsce, w którym już był, a jednak nie mógł go sobie przypomnieć. Jeszcze raz spojrzał na swoje skarby.
Czy którykolwiek z nich okaże się użyteczny?
Targnęły nim wątpliwości. Może to tylko czysty przypadek, ten drut i żeton na autobus. Może...
Zbadał uważnie kwit na paczkę. Odwrócił go na drugą stronę i spojrzał pod światło. Nagle poczuł skurcz żołądka. Tętno
zaczęło gwałtownie przyspieszać. Więc jednak jego pierwotne przypuszczenia były słuszne. Nie, to nie zwyczajny zbieg
okoliczności. Na pokwitowaniu wypisano datę, do której brakowało dwóch dni. Paczka, cokolwiek miało się w niej kryć, nie
została nawet zdeponowana. Nie upłynęło bowiem jeszcze wymagane czterdzieści osiem godzin.
Przyjrzał się dokładnie pozostałym przedmiotom. Odcinek jakiegoś biletu. Na co to komu? Cały był pogięty
i wymiętoszony, wielokrotnie składany. Na podstawie czegoś takiego nigdzie by go nie wpuścili. Z czymś takim nie miał się
dokąd wybierać. Mógł tylko odczytać nazwę miejscowości, w której niegdyś przebywał.
Miejsce, w którym był!
Pochylił się nad biletem i zaczął wygładzać zagniecenia. W środku litery były nieco zamazane. Można było odczytać
jedynie strzępy słów:
PORTOLA.T
STUARTSVI
IOW.
Uśmiechnął się. Tak. Znał to miejsce. Bez trudu uzupełnił brakujące litery. Było ich akurat tyle, ile trzeba. Stuartsville,
Iowa. Nie miał wątpliwości – on potrafił przewidzieć również i to. Wykorzystał już trzy spośród siedmiu przedmiotów.
Pozostały jeszcze cztery. Wyjrzał przez okno autobusu. Stacja rakietowa Intercity znajdowała się tylko o przecznicę dalej. Za
sekundę mógł już na niej być. Wystarczyło szybko wybiec z autobusu, z nadzieją, że w pobliżu nie czai się Policja...
Podświadomie wyczuwał, że tym razem nic mu z ich strony nie grozi. Miał przecież pod ręką pozostałe cztery
przedmioty. Gdyby tylko udało mu się wsiąść do rakiety, byłby ocalony. Intercity stanowiło wystarczająco potężną instytucję,
ażeby agenci TP trzymali się od niej z daleka. Jennings wsunął do kieszeni pozostałe rzeczy, wstał i pociągnął za sznurek
dzwonka.
Chwilę później ostrożnie wyskoczył na chodnik.
Gdy wysiadł z rakiety, znalazł się na niewielkim brązowym lądowisku, położonym na obrzeżach miasta. Kilku
znudzonych bagażowych kręciło się w pobliżu. Układali sterty walizek i raz po raz odpoczywali, kryjąc się przed palącymi
promieniami słońca.
Jennings przeszedł przez lądowisko i skierował się ku poczekalni. Uważnie przyglądał się wszystkim pasażerom.
Siedzieli tam przeciętni ludzie, robotnicy, biznesmeni, gospodynie domowe. Stuartsville było małym miastem na Środkowym
Zachodzie. Dostrzegł kierowców ciężarówek, licealistów.
Przeszedł przez poczekalnię i wydostał się na ulicę. A więc tu znajdowała się fabryka – tak przynajmniej sądził. Jeżeli
tylko dobrze zrozumiał informację, którą odcyfrował z biletu. Tak czy inaczej, niewątpliwie coś musiało tutaj być, skoro on
dołączył odcinek biletu do pozostałych rzeczy.
Stuartsville, w stanie Iowa. Zaświtała mu pewna myśl, nieco jeszcze mglista i mało sprecyzowana. Ruszył przed siebie,
ręce trzymał w kieszeniach i bacznie rozglądał się wokół. Siedziba jakiejś gazety, bary, hotele, sale bilardowe, fryzjer, warsztat
naprawy RTV. Salony wystawowe, eksponujące w olbrzymich halach najnowsze modele połyskujących metalicznie rakiet.
Wersje przeznaczone dla całej rodziny. Na końcu przecznicy znajdowało się kino Portola.
Dotarł na peryferie miasta. Dookoła pojawiły się farmy i pola. Wiejskie zielone areały ciągnęły się przez setki mil.
Wysoko na niebie wolno sunęły rakiety transportowe. Kursowały tam i z powrotem, przewożąc specjalistyczny sprzęt oraz inne
artykuły dla farmerów. Nieduże miasto, bez większego znaczenia. W sam raz odpowiednie dla Rethrick Construction. Fabryka
była tutaj właściwie niezauważalna, położona z dala od centrum, z dala od TP.
Zawrócił. Wstąpił do małego bistro „U Boba”. Gdy tylko usiadł przy barze, podszedł do niego młody mężczyzna
w okularach. Ręce wytarł w biały fartuch.
– Proszę kawę – odezwał się Jennings.
– Kawa dla pana. – Mężczyzna postawił na ladzie filiżankę. Było tam niewiele osób. Po oknie łaziło kilka much. Ulicą
szli ludzie udający się na zakupy oraz farmerzy.
– Powiedz mi, pan – odezwał się Jennings, mieszając kawę – gdzie można tu znaleźć jakąś robotę? Może pan coś
słyszał?
– O jaką pracę chodzi? – Młody człowiek podszedł znów do niego i oparł się o ladę.
– Zakładam instalacje elektryczne. Jestem elektrykiem. Telewizory, rakiety, komputery i tego typu sprawy.
– Niech się pan wybierze do jakiegoś wielkiego miasta z rozwiniętym przemysłem. Powiedzmy do Detroit, Chicago czy
Nowego Jorku.
Jennings pokręcił głową.
– Nigdy nie lubiłem i mam wstręt do molochów.
5 / 111
435265756.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin