Bóg jest dobry - Adamkiewicz Robert.odt

(34 KB) Pobierz

Bóg jest dobry -ROBERT ADAMKIEWICZ


Bardzo wcześnie straciłem rodziców. Miałem zaledwie sześć lat, gdy zmarła nasza mama. Było nas troje, miałem jeszcze brata i siostrę. Każde z nas miało innego biologicznego ojca i nie znaliśmy ich. Po śmierci mamy wychowywała nas babcia. Była schorowana, ale za wszelką cenę chciała dać nam to, czego potrzebowaliśmy. Podejmowała różne próby. Szukała pomocy u rozmaitych ludzi i instytucji. Bez rezultatów. Pamiętam, że pewnego razu zwróciła się z prośbą o pomoc dla nas do katolickiego księdza. Nie pamiętam dokładnie o jaką pomoc wtedy prosiła, ale ów ksiądz tej pomocy odmówił. Odmówił jej nam, sierotom. Zapamiętałem jego słowa: "Nie tędy droga do Pana Boga...". Bardzo mi one utkwiły w pamięci. Wierzę jednak, że Bóg troszczył się o mnie i moje rodzeństwo. Chrystus przecież w szczególny sposób umiłował sieroty. Syn Boży nie pozwolił, abyśmy głodowali. Zawsze mieliśmy co jeść.

Po śmierci babci

byliśmy przez jakiś czas jakby w zawieszeniu. Z jednej strony była rodzina, na którą liczyłem, z drugiej strony -dom dziecka. Jednak najbliższa rodzina zawiodła. Zostawili nas. Poszliśmy we troje do domu dziecka. Bardzo długo nie mogłem się z tym faktem pogodzić. Siadywałem po kątach i płakałem. Zamknąłem się w sobie. Musiało upłynąć sporo czasu nim "wyszedłem do ludzi''. Kiedy teraz analizuję swoje życie, rozumiem, że był to w moim życiu czas najtrudniejszy. Zawiodła najbliższa rodzina. Ktoś na kogo liczyłem, zwyczajnie zawiódł.

W domu dziecka

byłem dobrym wychowankiem, dobrym uczniem. Nie było ze mną żadnych kłopotów wychowawczych do czasu, kiedy ukończyłem szkołę podstawową i zdałem egzaminy do szkoły średniej. Wtedy moje życie uległo radykalnej zmianie. Wpadłem w zastawione w świecie sidła. Zupełnie mi na niczym nie zależało. Zacząłem pić alkohol i to w wielkich ilościach. W tym czasie moja siostra targnęła się na swoje życie. Truła się tabletkami. Tylko szybka interwencja lekarzy, a wierzę, że jest to Boża zasługa, uratowała jej życie. Porzuciłem naukę w technikum i zacząłem jeździć za granicę. Tam próbowałem dorobić się wielkich pieniędzy. Szybkich pieniędzy. Dyrektor domu dziecka, który zawsze traktował mnie bardzo przyjaźnie, nie mógł dłużej znosić tych moich poczynań. Spowodował, że zakupiono dla mnie mieszkanie. Musiałem zacząć żyć na własny rachunek. Szybko straciłem kolegów, którzy byli przy mnie dla pieniędzy i rozrywki. Nie podobało mi się wtedy moje nowe życie. Chciałem jakiejś zmiany.

W wojsku

Wkrótce zostałem powołany do wojska. W wojsku też nie stroniłem od alkoholu. Wręcz przeciwnie. Piłem coraz więcej i więcej. Byłem w różny sposób karany, choć były to kary za lżejsze przewinienia. Zdarzyło mi się też jednak nie wykonać rozkazu dowódcy baterii. A w końcu pewnego dnia stwierdziłem, że dosyć mam życia. Doprowadził mnie do tego stanu alkohol. Byłem młody i nie mogłem pogodzić się z faktem, że jestem aż tak od niego uzależniony. Z dnia na dzień postanowiłem ze sobą skończyć. Wychodziłem na wartę z postanowieniem, że się zastrzelę. Pamiętam, co się wtedy we mnie działo. Wahałem się, ale słyszałem też wyraźny głos: "zrób to". Doskonale teraz wiem jak czują się samobójcy, gdy dochodzi do tego decydującego momentu odebrania sobie życia. To jest chwila, w której człowiekiem włada szatan. Straszna chwila. Strzeliłem do siebie. Pocisk ze służbowej broni przeszył mi kolano. Chciałem się wykrwawić. Teraz, z perspektywy czasu, trudno mi jest opisać to zdarzenie. Ale wiem i wierzę, że i tym razem Chrystus mnie ochronił. Był przy mnie tam na tej warcie. Nie pozwolił, abym strzelił sobie w głowę. Jak się później okazało, niewiele brakowało, aby amputowano mi nogę. Zostało uszkodzone całe kolano. Na szczęście pocisk nie trafił tętnicy kolanowej. Zawdzięczam to Bogu. Wierzę, że On na to nie pozwolił, bo chce mnie używać. A ja, choć w niewielkim stopniu, będę mógł Mu się odwdzięczyć za Jego opiekę i troskę o mnie w okresie, kiedy żyłem bez niego, bez Zbawiciela.

Mój brat

był bardziej ode mnie "związany" ze światem. Otarł się o grupę przestępczą w jednym z dużych miast Wielkopolski. Nie wiem jak żył. jakie były jego marzenia. Dowiedziałem się później, że ktoś go szukał, groził mu śmiercią. Był osamotniony. Odebrał sobie życie jako nastolatek. Bóg dał mi możliwość pożegnania się z nim. Niedługo przed jego śmiercią spotkaliśmy się, żeby spędzić ze sobą Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Gdy odjeżdżałem, długo i bardzo ciepło się żegnaliśmy. Wdzięczny jestem Bogu za ten moment pożegnania. Chciałbym, aby to świadectwo, było przestrogą dla młodych ludzi, którym imponuje dobrobyt i którzy chcą się bardzo szybko wzbogacić. Kiedy się narodziłem na nowo i po raz pierwszy otworzyłem Pismo Święte, ujrzałem słowa: "Nie troszczcie się wiec i nie mówcie: Co będziemy jeść? albo: Co będziemy pić? albo: Czym się będziemy przyodziewać? i szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane" (Mt 631.33). Wspaniale jest żyć z Jezusem i doświadczać Bożego błogosławieństwa. Przyjmując Jezusa Chrystusa do serca, powiedziałem: "Tak. Panie, byłem grzesznikiem", wyznałem, to głośno i uwierzyłem w naszego Odkupiciela i Jego zmartwychwstanie. Czułem się tak. jakbym się unosił nad ziemią. Jestem drogo odkupiony święta krwią Baranka. To mój grzech przybił do krzyża jednorodzonego Syna Bożego. Chcę pamiętać o tym, że jestem dłużnikiem jego wielkiej miłości, jaką mi okazał.

Dzisiaj

jestem szczęśliwym człowiekiem. Chociaż moje życie nie jest usłane jedynie różami, patrzę na nie innymi oczyma. Ono po prostu nabrało sensu. Uczę się pokonywać problemy i prowadzić zwycięskie życie. Znalazłem cel mojej egzystencji. Wiem po co i dla kogo jestem na ziemi. Czuję się kochany i bezpieczny w Jezusie. Mogę o dowolnej porze dnia i nocy przychodzić do Niego w modlitwie, bo wierzę w prawdziwość jego słów : " Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni a Ja wam dam ukojenie". Krok po kroku odbudowuję swoje życie. Pracuję zawodowo, dokształcam się. Niedawno otrzymałem wspaniały prezent od Pana w osobie mojej pięknej i czułej małżonki. Lucyna zaufała mi i postanowiła wspólnie budować ze mną chrześcijańska rodzinę. W 2005 roku udało się nam kupić mieszkanie w Krotoszynie. Czyż Bóg nie jest dobry? Jest i to bardzo.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin