2.Lumley Brian - Nekroskop 02 -Wampiry.pdf

(1303 KB) Pobierz
SCAN-dal.prv.pl
BRIAN LUMLEY
N EKROSKOP II
P RZEŁOŻYŁ J AROSŁAW I RZYKOWSKI
SCAN- DAL
374620798.267.png 374620798.278.png 374620798.289.png 374620798.300.png 374620798.001.png 374620798.012.png 374620798.023.png 374620798.034.png 374620798.045.png 374620798.056.png 374620798.067.png 374620798.078.png 374620798.089.png 374620798.100.png 374620798.111.png 374620798.122.png 374620798.133.png 374620798.144.png 374620798.155.png 374620798.166.png 374620798.177.png 374620798.188.png 374620798.199.png 374620798.210.png 374620798.221.png 374620798.232.png 374620798.239.png 374620798.240.png 374620798.241.png 374620798.242.png 374620798.243.png 374620798.244.png 374620798.245.png 374620798.246.png 374620798.247.png 374620798.248.png 374620798.249.png 374620798.250.png 374620798.251.png 374620798.252.png 374620798.253.png 374620798.254.png 374620798.255.png 374620798.256.png 374620798.257.png 374620798.258.png 374620798.259.png 374620798.260.png 374620798.261.png 374620798.262.png 374620798.263.png 374620798.264.png 374620798.265.png 374620798.266.png 374620798.268.png 374620798.269.png 374620798.270.png 374620798.271.png 374620798.272.png 374620798.273.png 374620798.274.png 374620798.275.png
WAMPIRY
Nie był nietoperzem ani wilkiem, ale jakimś stadium pośrednim między nimi. Ludzka
postać stanowiła jedynie skorupę, kokon kryjący w sobie poczwarę. I teraz ów kokon pękał.
Zęby wampira stały się stromymi, wykrzywionymi lodowcami ścierającymi się w czerwonym
oceanie dziąseł. Jego paszcza krwawiła, potworne zęby, niczym najostrzejsze z noży, wypychały
się w górę, rozrywając ciało...
374620798.276.png 374620798.277.png 374620798.279.png 374620798.280.png 374620798.281.png 374620798.282.png 374620798.283.png 374620798.284.png 374620798.285.png 374620798.286.png 374620798.287.png 374620798.288.png 374620798.290.png 374620798.291.png 374620798.292.png 374620798.293.png 374620798.294.png 374620798.295.png 374620798.296.png 374620798.297.png 374620798.298.png 374620798.299.png 374620798.301.png 374620798.302.png 374620798.303.png 374620798.304.png 374620798.305.png 374620798.306.png 374620798.307.png 374620798.308.png 374620798.309.png 374620798.310.png 374620798.002.png 374620798.003.png 374620798.004.png 374620798.005.png 374620798.006.png 374620798.007.png 374620798.008.png 374620798.009.png 374620798.010.png 374620798.011.png 374620798.013.png 374620798.014.png 374620798.015.png 374620798.016.png 374620798.017.png 374620798.018.png 374620798.019.png 374620798.020.png 374620798.021.png 374620798.022.png 374620798.024.png 374620798.025.png 374620798.026.png 374620798.027.png 374620798.028.png 374620798.029.png 374620798.030.png 374620798.031.png 374620798.032.png 374620798.033.png
ROZDZIAŁ 1
Popołudnie, ostatni poniedziałek stycznia 1977, godzina czternasta trzydzieści czasu
środkowoeuropejskiego; Zamek Bronnicy w pobliżu szosy sierpuchowskiej, niedaleko od
Moskwy. W Tymczasowym Centrum Badań zadzwonił telefon...
Zamek Bronnicy wznosił się na torfiastej polanie, pośrodku otoczonej gęstym lasem
drogi, białej teraz od śniegu. Dom, czy raczej dwór, odarty ze swego dziedzictwa, łączył w sobie
koncepcje architektoniczne kilku epok. Parę skrzydeł wzniesiono niedawno na starych,
kamiennych fundamentach, używając do tego nowoczesnej cegły. Inne dobudowano z tanich
bloków żużlu, pomalowanych na zielono i szaro - w barwy ochronne. Dawny dziedziniec,
zamknięty skrzydłami pałacu, osłonięto dachem, pomalowanym również tak, by zlewał się z
otoczeniem. Osadzone w masywnych, spadziście zakończonych ścianach szczytowych,
bliźniacze minarety wznosiły wysoko ponad okolicę spękane, baniaste kopuły o zabitych
deskami oknach, przypominających zamknięte oczy. Twierdza miała sprawiać wrażenie
miejsca opustoszałego - górne piętra wieżyczek pozostawiono niszczejące, niczym zepsute kły. Z
lotu ptaka zamek wyglądał na starą, zapadłą ruinę. Mijało się to jednak dalece z prawdą.
Przed zadaszonym dziedzińcem stała dziesięciotonowa ciężarówka z odrzuconymi
połami plandeki. Rura wydechowa wypuszczała w mroźne powietrze ostry, niebieskawy dym.
Agent KGB, w charakterystycznym "mundurze" - znoszonym kapeluszu i ciemnoszarym
płaszczu, spojrzał na załadowaną platformę samochodu i wzdrygnął się. Wpychając dłonie
głęboko w kieszenie, odwrócił się do drugiego mężczyzny, ubranego w biały kitel technika.
- Towarzyszu Krakowicz - mruknął. - Czym oni są, u diabła? I co tutaj robią?
Feliks Krakowicz zerknął na niego.
- Gdybym wam powiedział, nie zrozumielibyście. A gdybyście zrozumieli, nie
uwierzylibyście.
Podobnie jak jego były szef, Grigorij Borowic, Krakowicz uważał wszystkich
funkcjonariuszy KGB za półgłówków. Wolał ograniczać udzielanie im informacji oraz pomocy
do kompletnego minimum -rzecz jasna, w granicach przyzwoitości i bezpieczeństwa osobistego.
KGB nie celowało w wybaczaniu i zapominaniu.
Agent wzruszył ramionami i zapalił krótkiego brązowego papierosa, zaciągając się
głęboko przez kartonową tutkę.
- Jednak mnie sprawdźcie - powiedział. - Zimno tu, ale mnie jest dość ciepło. Widzicie,
kiedy udam się z raportem do towarzysza Andropowa - a zapewne nie muszę przypominać
wam, jaką pozycję zajmuje w Politbiurze - będzie oczekiwał ode mnie pewnych odpowiedzi i
374620798.035.png 374620798.036.png 374620798.037.png 374620798.038.png 374620798.039.png 374620798.040.png 374620798.041.png 374620798.042.png 374620798.043.png 374620798.044.png 374620798.046.png 374620798.047.png 374620798.048.png 374620798.049.png 374620798.050.png 374620798.051.png 374620798.052.png 374620798.053.png 374620798.054.png 374620798.055.png 374620798.057.png 374620798.058.png 374620798.059.png 374620798.060.png 374620798.061.png 374620798.062.png 374620798.063.png 374620798.064.png 374620798.065.png 374620798.066.png 374620798.068.png 374620798.069.png 374620798.070.png 374620798.071.png 374620798.072.png 374620798.073.png 374620798.074.png 374620798.075.png 374620798.076.png 374620798.077.png 374620798.079.png 374620798.080.png 374620798.081.png 374620798.082.png 374620798.083.png 374620798.084.png 374620798.085.png 374620798.086.png 374620798.087.png 374620798.088.png 374620798.090.png 374620798.091.png 374620798.092.png 374620798.093.png 374620798.094.png 374620798.095.png 374620798.096.png 374620798.097.png 374620798.098.png 374620798.099.png 374620798.101.png 374620798.102.png
dlatego ja oczekuję ich od was. Będziemy więc tu stali, aż...
- Zombi! - gwałtownie przerwał mu Krakowicz. - Mumie! Ludzie martwi od setek lat.
Świadczy o tym też ich uzbrojenie i...
Usłyszał natarczywy dzwonek telefonu i odwrócił się ku drzwiom.
- Dokąd idziecie? - Agent KGB drgnął, wyciągając ręce z kieszeni. - Oczekujecie, że
powiem Jurijowi Andropowowi, że tej masakry... dokonały truposze?
Niemal udławił się dwoma ostatnimi słowami, rozkaszlał się głośno, na koniec splunął.
- Skoro staliście tak długo wśród spalin - rzucił przez ramię Krakowicz - paląc ten
siekany sznurek, równie dobrze możecie wleźć do nich, na platformę! - Przeszedł przez drzwi,
zamykając je z trzaskiem.
- Zombi? - Agent zmarszczył brwi i znów spojrzał na ciężarówkę pełną trupów.
Nie wiedział, że byli to Tatarzy krymscy, wyrżnięci w roku 1579 przez rosyjskie posiłki,
śpieszące na odsiecz łupionej Moskwie. Spoczęli w torfie, który zakonserwował ich ciała.
Poginęli i legli we krwi i błocie, by przed dwiema nocami powrócić, wypowiadając wojnę
Zamkowi Bronnicy. Tatarzy i ich młody przywódca, Anglik, Harry Keogh, wygrali ten bój, gdyż
walkę przeżyło zaledwie pięciu obrońców placówki. Krakowicz był jednym z tej piątki. Pięciu z
pięćdziesięciu trzech, a jedyną ofiarą po stronie wroga był sam Harry Keogh. Zdumiewająca
dysproporcja, jeśli nie liczyć Tatarów. A ich liczyć byłoby trudno, skoro nie żyli już przed
rozpoczęciem walki...
O tym właśnie myślał Krakowicz, wchodząc na dawny dziedziniec, będący obecnie
ogromną halą, wyłożoną plastykowymi płytkami i podzieloną na sale, niewielkie apartamenty i
laboratoria. Pracownicy Wydziału E prowadzili badania i doskonalili swe talenty ezoteryczne
we względnym komforcie, czy też w takich warunkach i otoczeniu, jakie najlepiej służyły ich
pracom. Przed czterdziestoma ośmioma godzinami placówka ta wyglądała nieskazitelnie, teraz,
w miejscach, gdzie kule podziurawiły ścianki działowe, a wybuchy porozrywały sufity,
przypominała zgliszcza.
Skutki eksplozji i pożaru były widoczne na każdym kroku. Dziw, że to miejsce nie
spaliło się doszczętnie.
W uporządkowanej z grubsza części hali, nazwanej Tymczasowym Centrum Badań,
ustawiono stół, a na nim telefon. Krakowicz zatrzymał się na moment, żeby odciągnąć na bok
kawał przegrody, tarasujący mu częściowo drogę. Pod spodem zobaczył na wpół zagrzebaną w
pokruszonym gipsie i tłuczonym szkle ludzką rękę, przypominającą wielkiego, szarego ślimaka.
Ciało wyschło na wiór, przybrało barwę starej skóry, a kość stercząca z ramienia była lśniąco
biała. Krakowicz przypomniał sobie, jak ostatniej nocy podobne strzępy, nie wiedzione głową
374620798.103.png 374620798.104.png 374620798.105.png 374620798.106.png 374620798.107.png 374620798.108.png 374620798.109.png 374620798.110.png 374620798.112.png 374620798.113.png 374620798.114.png 374620798.115.png 374620798.116.png 374620798.117.png 374620798.118.png 374620798.119.png 374620798.120.png 374620798.121.png 374620798.123.png 374620798.124.png 374620798.125.png 374620798.126.png 374620798.127.png 374620798.128.png 374620798.129.png 374620798.130.png 374620798.131.png 374620798.132.png 374620798.134.png 374620798.135.png 374620798.136.png 374620798.137.png 374620798.138.png 374620798.139.png 374620798.140.png 374620798.141.png 374620798.142.png 374620798.143.png 374620798.145.png 374620798.146.png 374620798.147.png 374620798.148.png 374620798.149.png 374620798.150.png 374620798.151.png 374620798.152.png 374620798.153.png 374620798.154.png 374620798.156.png 374620798.157.png 374620798.158.png 374620798.159.png 374620798.160.png 374620798.161.png 374620798.162.png 374620798.163.png 374620798.164.png 374620798.165.png 374620798.167.png 374620798.168.png 374620798.169.png 374620798.170.png
ani mózgiem, pełzały, walczyły, zabijały.
Wzdrygnął się, odsunął butem ramię na bok i podszedł do telefonu.
- Halo, tu Krakowicz.
- Kto? - To był kobiecy głos, bardzo pewny swego. - Krakowicz? Wy tu dowodzicie?
- Sądzę, że tak. Ja - odpowiedział. - Czym mogę wam służyć?
- Mnie niczym. Ale towarzysz pierwszy sekretarz mógłby to powiedzieć. Próbuję się z
wami połączyć już od pięciu minut!
Krakowicz padał ze zmęczenia. Nie spał od owej koszmarnej nocy, wątpił, czy
kiedykolwiek zaśnie. Wraz z czterema pozostałymi niedobitkami, z których jeden zwariował,
wydostał się z komory bezpieczeństwa dopiero w niedzielę rano, kiedy wszystko się uspokoiło.
Od tamtej pory jego towarzysze zdążył już złożyć zeznania i zostali odesłani do domów. Zamek
Bronnicy był placówką ściśle tajną, ich opowieści powinny więc pozostać w tajemnicy.
Krakowicz zażądał, by całą sprawę niezwłocznie przekazano Leonidowi Breżniewowi. Tak też
głosił Regulamin: Wydział E podlegał osobiście i bezpośrednio Breżniewowi, mimo iż pierwszy
sekretarz scedował to na Grigorija Borowica. Wydział był ważny dla przewodniczącego partii,
Breżniew zapoznawał się ze wszystkimi efektami jego działania (a przynajmniej z co
ważniejszymi). Borowic musiał także informować go obszernie na temat prac
psychotronicznych wydziału - prawdziwie paranormalnego szpiegostwa - Breżniew powinien
być więc choć w części przygotowany do oceny tego, co wydarzyło się na placówce. Na to
przynajmniej liczył Krakowicz. Tak, czy inaczej, było to lepsze niż próba wyjaśnienia
wszystkiego Jurijowi Andropowowi.
- Krakowicz? - szczeknęło w słuchawce.
- Hm, tak jest, Feliks Krakowicz. Z zespołu towarzysza Borowica,
- Feliks? Po co podajecie mi imię? Sadzicie, że będę zwracał się do was po imieniu? -
Pierwszy sekretarz mówił ostrym tonem. Krakowicz słyszał kilka z nieszczęsnych przemówień
Breżniewa.
- Ja... nie, oczywiście, że nie, towarzyszu pierwszy sekretarzu. - Ale ja...
- Słuchajcie, wy tam dowodzicie?
- Tak, ja, towarzyszu pier...
- Dajcie sobie z tym spokój - zgrzytnął Breżniew. - Potrzebuję wyjaśnień, a nie
przypominania mi, kim jestem. Nie przeżył nikt wyższy od was rangą?
- Nie.
- Ktoś równy wam rangą?
- Czterech, w tym jeden obłąkany.
374620798.171.png 374620798.172.png 374620798.173.png 374620798.174.png 374620798.175.png 374620798.176.png 374620798.178.png 374620798.179.png 374620798.180.png 374620798.181.png 374620798.182.png 374620798.183.png 374620798.184.png 374620798.185.png 374620798.186.png 374620798.187.png 374620798.189.png 374620798.190.png 374620798.191.png 374620798.192.png 374620798.193.png 374620798.194.png 374620798.195.png 374620798.196.png 374620798.197.png 374620798.198.png 374620798.200.png 374620798.201.png 374620798.202.png 374620798.203.png 374620798.204.png 374620798.205.png 374620798.206.png 374620798.207.png 374620798.208.png 374620798.209.png 374620798.211.png 374620798.212.png 374620798.213.png 374620798.214.png 374620798.215.png 374620798.216.png 374620798.217.png 374620798.218.png 374620798.219.png 374620798.220.png 374620798.222.png 374620798.223.png 374620798.224.png 374620798.225.png 374620798.226.png 374620798.227.png 374620798.228.png 374620798.229.png 374620798.230.png 374620798.231.png 374620798.233.png 374620798.234.png 374620798.235.png 374620798.236.png 374620798.237.png 374620798.238.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin