OSHO RAJNEESH - Stany Świadomości.doc

(235 KB) Pobierz
OSHO RAJNEESH

 

 

OSHO RAJNEESH
 

 

MAPY SWIADOMOŚCI


 

[materialy nadeslane; pozostalych danych nie dostarczono]

 

Ja moge dac ci mape, ale to ty musisz isc, ty musisz podrózowac, ty musisz wedrowac. I jedno pamietaj - moja mapa bedzie tak naprawde moja mapa i nie moze byc twoja mapa. Moze dac ci kilka podpowiedzi, kilka wskazówek, ale nie moze byc twoja mapa, poniewaz jestes totalnie innym czlowiekiem. Jestes tak niepowtarzalny, ze niczyja mapa nie moze byc twoja mapa. Owszem, zrozumiawszy moja mape staniesz sie swiadomy wielu rzeczy o sobie, ale twoim zadaniem jest nie isc za nia na oslep - bo wtedy staniesz sie pseudo-czlowiekiem. Sluchaj mnie, moich slów, mojej ciszy, mojego istnienia. Próbuj zrozumiec to, co tutaj sie dzieje, co tutaj sie zdarza, a potem sam podejmuj decyzje. Nie zrzucaj odpowiedzialnosci na nikogo innego. Taka jest droga wzrastania. Taka jest droga, która sie dociera. Osho, The Dhammapada: The Way of the Buddha

 

Wstep

 

W zeszlym roku jechalam samochodem przez Francje. Sa tam ogromne nowe autostrady - ze wschodu na zachód mozna dostac sie niemal natychmiast. Jedynym problemem jest to, ze jadac tymi nowymi drogami superszybkiego ruchu w ogóle nie masz okazji posmakowac kraju - ani jednego widoku kamienistej wiejskiej drogi z kuszacymi kawiarenkami na rogach, gdzie podaja slawetna swieza kawe i chrupiace bagietki z serem. Ani cienia uciazliwego objazdu wiodacego przez ciekawie wygladajace targowisko, cmentarz, czy obok nieprawdopodobnie starej i pieknej katedry. Pozostaje ci wybranie najbardziej dogodnej i praktycznej autostrady i dotarcie na miejsce w mgnieniu oka albo drogi bardziej eksperymentalnej, z widokami, dzwiekami i zapachami, do których z radoscia bedziesz wracal wspominajac podrózowanie w tej czesci Ziemi. (Nie musze chyba dodawac, ze nie zawsze lubie to, co proste i waskie. Wole kierowac sie wlasnym nosem.) I tak jest wlasnie z mapami. Pokazuja one drogi dluzsze lub drogi krótsze. Moga powiedziec ci jak dotrzec do najszybszej trasy, ale ta najszybsza nie musi byc ta, która naprawde bedziesz chcial jechac. Jest to kwestia osobistego wyboru. Przedstawiamy tu kilka map swiadomosci, które mozesz sam eksplorowac. Jest to ledwie pare z tych map, które Osho nakreslil abysmy mogli dotrzec do wlasnego wnetrza. Podobnie jak z mapami Francji, niektóre z nich sa dla mnie nieporównywalnie latwiejsze do odczytania od innych. Niektóre wygladaja dla mnie jak czysta chinszczyzna. Inne sa jak oddychanie aromatem brzoskwin kwitnacych wiosna. Mysle, ze to dlatego Osho przedstawia tyle róznych mozliwosci - dla kazdego cos innego. Mam takie poczucie, ze Osho w gruncie rzeczy mówi, ze wszystkie drogi prowadza do Rzymu. Ktos moze naprawde poczuc metaforyczne mapy wnetrza czlowieka z tantry i jogi - fragmenty pierwszego tomu wykladów serii "The Tantra Vision". Jest to podróz od czakry do czakry, od najbardziej fundamentalnego osrodka do "tysiacplatkowego lotosu" Niemal jak wyraznie namalowany znak na drodze, oto skromny przedsmak tego, w jaki sposób Osho opisuje czwarty osrodek, serce, nazywany anahata - "niewydobyty dzwiek": Jezyk to dzwiek wydobyty - musimy tworzyc go strunami glosowymi. Musi byc wydobywany - to dwie klaszczace dlonie. Serce to jedna klaszczaca dlon. W sercu nie ma slowa - jest ono bez slów. (Hm!) "Dzungla, las, ogród i dom" (z wykladów "Path of Love") stanowi jeszcze inna podróz z przewodnikiem do naszej najbardziej wewnetrznej natury. Cale to poszukiwanie prawdy mozna podzielic na cztery etapy - powiada Osho i opisuje kazdy swiety, tajemny symbol tak tresciwie jak tylko móglbys sobie tego zyczyc (niektóre zdaja sie byc blizsze i bardziej znajome od innych - zaleznie od tego gdzie jestes i jakimi sciezkami juz kroczyles). Czasem mapa pomaga. Ale co to Osho mówil o tym, aby nie ugrzeznac patrzac na palec wskazujacy ksiezyc? W tym przypadku, jak sadze, chodzi o ugrzezniecie na jakiejs jednej okreslonej drodze prowadzacej do celu. Przedstawiamy wiec kilka róznych mozliwosci - do wyboru. Musze tu tylko przypomniec, ze ten wewnetrzny wedrowiec swiadomosci nie powinien wpasc w zasadzke jakiegos szczególnie interesujacego objazdu. Kawa moze byc smaczna, ale gdzie to ja mialam dojechac? Ma Prem Garimo

 

 

Dzungla - las - ogród - dom

 

Cale to poszukiwanie prawdy mozna podzielic na cztery etapy. I chcialbym, bys zglebil te cztery etapy, gdyz bedziesz gdzies w tych czterech etapach: na któryms z tych etapów albo w drodze z jednego etapu do innego... Pierwszy etap nazywam dzungla, drugi nazywam lasem, trzeci nazywam ogrodem, czwarty nazywam domem. DZUNGLA Dzungla jest stanem glebokiego snu - czlowiek swiadomie nie poszukuje. Wiekszosc zyje w tym stanie. Jest pewne poszukiwanie, ale bardzo nieswiadome, jeszcze nie rozmyslne. Czlowiek szuka w ciemnosci po omacku, ale niezupelnie jest swiadomy celu, ani nawet nie jest swiadomy tego, ze bladzi po omacku - jest to bardzo przypadkowe. Czasem natknie sie na jakies okno i moze zyskac pewne spojrzenie, ale znów to przegapia. Poniewaz nie jest to swiadome szukanie, tych wizji nie mozna utrzymac. Czasem w snach cos ci sie wyjasnia. Czasem w milosci otwieraja sie i zamykaja jakies drzwi, ale ty nie wiesz jak sie otworzyly i jak sie znów zamknely. Czasem patrzysz na wspanialy zachód slonca, obejmuje cie cos ogromnie pieknego, wnika w ciebie inny swiat, a przynajmniej cie dotyka - a potem odchodzi. I nie mozesz zaufac nawet temu, ze tak bylo, nie mozesz nawet uwierzyc, ze to sie stalo... poniewaz nie poszukujesz swiadomie. Wiele razy spotykasz Boga - uwazaj, wiele razy spotykasz Boga, spotykasz Go w wielu miejscach swego zycia, ale nie potrafisz Go rozpoznac, przede wszystkim dlatego, ze nie szukasz Go. I pamietaj, jesli czegos nie szukasz, nie mozesz tego zobaczyc. Mozesz to zobaczyc tylko wtedy, gdy tego szukasz. Moze to przejsc tuz obok ciebie, ale jesli tego nie szukasz, nie zobaczysz tego. Aby cos zobaczyc, czlowiek musi tego szukac. Pierwszy stan przypomina dzungle: gleboka, ciemna, gesta, prymitywna, pierwotna. Zadna sciezka nie istnieje, nawet slady stóp, i czlowiek nie zmierza donikad, stale potykajac sie wedruje od jednego ciemnego zakatka do innego ciemnego zakatka. Wiekszosc ludzi zyje w dzungli, w nieswiadomym stanie umyslu. Ludzie spia glebokim snem, czasem sa lunatykami, czasem sa somnambulikami. Tak nauczaja Budda, Chrystus, Gurdjieff, Kabir - wiekszosc ludzi nie zyje, tylko egzystuje, wegetuje. Wygladasz tak, jakbys byl uwazny - nie jestes uwazny. Zyjesz w gestej mgle, w chmurach. Twoje zycie jest mechaniczne. Owszem, rózne rzeczy sie dzieja, ale dzieja sie tak, jak dzieje sie to mechanizmom: naciskasz guzik i zapala sie swiatlo, tak, po prostu, naciskasz guzik i mechanizm zaczyna funkcjonowac, tak, po prostu. Ktos naciska ten guzik w tobie i przychodzi zlosc, ktos naciska inny guzik w tobie i jestes bardzo szczesliwy, ktos inny naciska jakis inny guzik i otacza cie jakis inny nastrój, i nie ma nawet jednej chwili przerwy miedzy nacisnieciem guzika i pojawieniem sie tego nastroju. Jest to mechaniczne. Nie jestes panem, jestes niewolnikiem. I takie jest twoje zycie: twoje najglebsze centrum spi glebokim snem, a twoja swiadomosc jest otumaniona. Twoje cialo jest rydwanem, a byle zachcianka, byle pragnienie wchodzi w ciebie, wiezie cie przez jakis czas, zabiera cie dokads, zostawia cie tam, a potem kolejna zachcianka, kolejne pragnienie... I tak wedrujesz zakosami, potykasz sie o jakis kamien, wpadasz na jakies drzewo. W ciemnosci ranisz siebie, przysparzasz sobie bólu. Cale twoje zycie to nic innego jak tylko gleboki koszmar. Kilku ludzi tutaj przyszlo do mnie nie szukajac, z samego przypadku; znaja jakiegos przyjaciela, który tu byl i pomysleli: "dobra, pojedziemy i zobaczymy jak tam jest". Przegladali ksiazki w ksiegarni i natkneli sie na któras z moich ksiazek, a moje zdjecie ich przyciagnelo - albo spodobal im sie tytul ksiazki, zaciekawili sie i przybyli tutaj. Ale to poszukiwanie jest bardzo, bardzo nieswiadome. Nie myslisz, nie medytujesz nad swym zyciem, jakie powinno byc, czym powinno byc, dokad powinno prowadzic. A kazde pragnienie, gdy opanuje cie, staje sie twym panem. Gdy jestes w zlosci, zlosc staje sie twoim panem, calkowicie nad toba zapanowuje. I nie jest tak, ze jestes w zlosci: stajesz sie zloscia, i w tej zlosci robisz cos, czego bedziesz zalowal. I w tym tkwi ironia - inne "ja" bedzie zalowalo tego, co zrobilo tamto "ja", inne pragnienie, inny stan, inny nastrój. Teraz bedziesz cierpial, i pójdziesz, i bedziesz chcial prosic o wybaczenie. Jest to ktos inny, nie jest to ta sama osoba. Gdzie sa te zaczerwienione oczy, ta twarz pelna przemocy, ta gotowosc zabicia albo bycia zabitym? Wszystko minelo. Na tym etapie, etapie dzungli, ludzi bardziej interesuja odpowiedzi niz pytanie. Natychmiast zadowalaja sie jakakolwiek glupia odpowiedzia, jaka zostala im udzielona. W istocie rzeczy nigdy nie zadali pytania. Jeszcze przed zapytaniem przyjeli odpowiedz. Tak ktos staje sie hindusem, ktos inny mahometaninem, a ktos inny chrzescijaninem, zanim zadales pytanie, odpowiedz zostala ci udzielona, a ty kurczowo trzymasz sie tej odpowiedzi. Taki wlasnie jest typ czlowieka, którego nazywasz "prostym" - ociosany, tradycyjny, konformista. Ukierunkowany na przeszlosc: nigdy nie spoglada w przyszlosc, i nigdy nie spoglada w terazniejszosc... Ten typ czlowieka wierzy w ksiedza, w biskupa, w papieza, w shankaracharye. Ten czlowiek nigdy nie idzie poszukiwac gdzie indziej. Trzyma sie kurczowo tego ksiedza, tej religii, tego kosciola, w którym przypadkowo sie narodzil. Zostaje tam, zyje w nim, umiera w nim... A prawdziwe zycie jest niebezpieczne: na to nie moze sobie pozwolic. Zycie jest przygoda w tym, co nowe, ale on kurczowo trzyma sie starego. Zycie jest nieznane i niepoznawalne, a on nie chce ryzykowac swoja wiedza. Wraca poczta zwrotna bez otwarcia koperty. Przychodzi, zyje, umiera, a w rzeczywistosci nigdy nie przychodzi, i nigdy nie zyje i nigdy nie umiera. Cala jego egzystencja to gleboki sen. Jeszcze nie domaga sie bycia czlowiekiem. Ten typ czlowieka nazywasz "glupkowatym". Zawsze wyglada tak, jakby byl swietszy od ciebie, bardzo moralistyczny. Mysli, ze jest bardzo moralny, ale nie zna zadnych podstaw moralnosci. I kurczowo trzyma sie norm spolecznych, nigdy nie wykracza poza nie. Przestrzega zasad... Ten typ czlowieka jest tez uparty: nigdy sie nie zmienia, nie jest gotowy do zmiany. Jest bardzo przeciwny zmianom, jest antyrewolucyjny I ten typ czlowieka jest fanatykiem i faszysta; w kazdej chwili gotowy jest stac sie pelnym przemocy. A cala ta jego przemoc pojawia sie, gdyz nie jest przekonany co do samego siebie, nie jest pewien wlasnej religii. Jego religia nie jest jego doznaniem - jak moze byc jej pewny? Kiedy z nim dyskutujesz, natychmiast w dyskusji wyjmuje miecz. Miecz jest jego argumentem. Ten typ czlowieka jest bardzo irracjonalny, ale przemawia tak, jakby byl bardzo racjonalny. Jego racjonalizm to nic innego jak tylko racjonalizacja, nie jest to rzeczywisty rozum. Pamietaj i obserwuj - gdzies w glebi duszy musisz miec te dzungle. Niektórzy maja ja bardziej, inni maja ja mniej, ale róznica dotyczy ilosci, stopnia. Ta dzungla tkwi w kazdym czlowieku. Jest to twoja nieswiadomosc, ciemna noc wewnatrz ciebie. A z tej ciemnej nocy powstaje wiele instynktów, impulsów, obsesji, szalenstw, i zapanowuja one nad twa swiadomoscia. Stan sie obserwujacym, stan sie uwaznym. Na przyklad - pojawia sie zlosc. Pojawia sie z nieswiadomosci, ten dym unosi sie z nieswiadomosci. Potem obejmuje twa swiadomosc i to cie otumania. Potem mozesz zrobic cos, czego przy zdrowych zmyslach nigdy bys nie zrobil. Czekaj. Nie jest to pora na mówienie ani jednego slowa lub robienie czegokolwiek. Zamknij drzwi, usiadz w ciszy, obserwuj jak ta zlosc powstaje, a znajdziesz klucz. Obserwujac powstawanie zlosci, zobaczysz - stopniowo zlosc wygasnie. Nie moze trwac wiecznie, ma pewna ilosc energii, pewna potencjalnosc. Gdy wyczerpie sie ona, zlosc odchodzi; a gdy odchodzi i wewnetrznie znów sie uspokoisz, stwierdzisz pewna zmiane, zmiane jakosci swego istnienia. Stales sie bardziej uwazny. Energia, która miala stac sie zloscia i która miala byc zmarnowana i która miala byc niszczaca, zostala wykorzystana przez twa swiadomosc. A teraz swiadomosc plonie jasniejszym ogniem, korzystajac z tej samej energii. Taka jest wewnetrzna metoda dokonywania przemiany trucizny w nektar. LAS Z dzungli musisz sie wydostac. Drugim stanem jest las. Przypomina on dzungle, z jedna mala róznica - w lesie jest kilka sciezek, szlaków, nie autostrad, ale sciezek do pieszych wedrówek. W dzungli nie ma nawet jednej sciezki. Dzungla jest bardzo prymitywna, w dzungli czlowiek jeszcze sie nie pojawil, jest ona niemal zwierzeca. W lesie pojawiaja sie ludzie. Jest kilka sciezek, mozesz odnalezc droge. Las przypomina snienie. Dzungla byla jak sen, las przypomina snienie. Przypomina podswiadomosc: kraine brzasku, ani nocy, ani dnia, ot, posrodku. Wszystko jest nadal zamglone, ale nie jest ciemne. Cos mozna zobaczyc, odrobine mozesz sie poruszyc, masz pewna doze swiadomosci. Jest to kraina blyszczacych oczu, hippisów, tak zwanego religijnego szukajacego, uzaleznionego od narkotyków, próbujacego znalezc jakakolwiek droge, jakikolwiek sposób, skróty pozwalajace jakos wydostac sie z tego lasu. Jest to stan, w którym zaczyna sie poszukiwanie, bardzo niepewnie, ale przynajmniej sie zaczyna. Lepsze to niz dzungla. Hippis jest lepszy od czlowieka tepego, lepszy od czlowieka prostego: przynajmniej szuka. Moze czasem isc w niewlasciwym kierunku. Poszukujac medytacji staje sie uzalezniony od narkotyków, gdyz narkotyki moga dac cos podobnego, pewne zblizone doznanie; a on przynajmniej poszukuje, przynajmniej wedruje. Moze popelnia bledy, ale przynajmniej wedruje. Czlowiek w dzungli w ogóle nie wedruje - nie popelnia bledów, ale i nie wedruje. A pozostawanie w miejscu jest najwiekszym bledem jaki mozna popelnic. Wedruj! W zyciu sa próby i bledy, czlowiek musi uczyc sie na bledach. Wiele sciezek otwiera sie w drugim etapie; w gruncie rzeczy zbyt wiele, i czlowieka ogarnia zamieszanie. Jest to bardzo chaotyczne. Dzungla jest bardzo spokojna, wszystko jest jasne. Choc jest ciemno, wiara jest jasna - ktos jest hindusem, ktos jest mahometaninem, ktos jest chrzescijaninem, i wszystko jest jasne... Jest ciemno, ale wszystko jest jasne, ludzie nie sa w zamieszaniu. Ludzie sa martwi, ale nie zmieszani. Wraz z zyciem pojawia sie zamieszanie, i chaos. Ale to z chaosu gwiazdy sie rodza. W drugim typie pojawiaja sie poeci, malarze, artysci, muzycy, tancerze. To rewolucjonisci. Pierwszy typ jest ortodoksyjny, drugi jest rewolucyjny. Pierwszy typ jest tradycyjny, drugi jest utopijny. Pierwszy jest ukierunkowany na przeszlosc, drugi jest ukierunkowany na przyszlosc. Dla pierwszego zloty wiek juz minal, dla drugiego dopiero nadejdzie. Patrzy on przed siebie. Przypomina Glupca z kart tarota - patrzy przed siebie, w niebo. Stoi na skraju skaly, z jedna noga zawieszona nad przepascia. Ale jest tak szczesliwy, nie patrzy w dól, patrzy w niebo, na odlegle gwiazdy. Jest pelny marzen. Jest bliski smierci, ale jest pelny marzen. To niebezpieczne. A jesli zapytasz mnie co wybrac, powiem: wybierz to drugie, badz glupcem, nigdy nie badz punditem. Lepiej byc glupcem i ryzykowac niz nigdy nie ryzykowac i pozostac zaspokojonym fikcyjna, zapozyczona wiedza. To drugie to glupiec. Dla drugiego etapu mam specjalna nazwe - nazywam to "Kraina Kalifornii". Tak, jest to Kalifornia ludzkiej duszy, gdzie istnieje wielki supermarket, supermarket duchowy - wszelkiej masci techniki i wszelkiej masci przewodniki i mapy. W takiej chwili czlowiek zaczyna patrzec. Nie jest zaspokojony kosciolem, w którym sie urodzil, zaczyna wedrowac i próbuje obcych sciezek, nieznanych sciezek. To jest chwila, gdy czlowiek staje sie studentem i szuka nauczyciela. Poszukiwanie nie weszlo jeszcze zbyt gleboko, ale zaczelo sie. Nasienie wykielkowalo. Droga do przebycia jest wciaz daleka. Trzeba odbyc dluga droge, ale teraz jest pewna mozliwosc. Pierwszy typ jest martwy, drugi typ jest zbyt zywy, niebezpiecznie zywy. Pierwszy typ jest w jednym ekstremum, drugi typ wszedl w drugie ekstremum. W drugim tez nie ma równowagi, równowaga przyjdzie w trzecim etapie. Pierwszy kurczowo trzyma sie martwych liter, a drugi kurczowo trzyma sie nicosci, nigdzie nie ma miejsca, stale idzie, jest wedrowcem. Pierwszy to gospodarz domostwa, drugi to wedrowiec. Drugi przypomina toczacy sie kamien: nie obrasta mchem. Nigdy nie dociera do centrum, stale wedruje od jednego nauczyciela do innego, od jednej ksiazki do innej. Pierwszy bardzo latwo posluguje sie mowa, drugi staje sie mniej wygadany. Rozmawiales kiedys z hippisem? Bardzo trudno zrozumiec co on mówi. A gdy sam nie wie co mówi, powiada "prawda?" Nie zna siebie, a pyta ciebie: "prawda? widzisz?" - a sam niczego nie widzi. I zamiast wyrazac sie slowami, zaczyna wyrazac sie dzwiekami. Zaczyna uzywac dzwieków, dziecinnych dzwieków. Staje sie mniej elokwentny. Pierwszy jest bardzo rozumowy, zyje w glowie. Drugi porusza sie ku sercu, staje sie typem bardziej uczuciowym. Pierwszy nie jest swiadomy, ale mysli, ze jego myslenie jest swiadomoscia. Drugi jeszcze nie dotarl do zródla uczucia, ale mysli, ze emocjonalizm, sentymentalizm to uczucie. Hippis potrafi plakac, potrafi smiac sie. Jest ekscentryczny, szalony, ale to lepsze niz pierwszy. Pierwszy jest polityczny, drugi jest niepolityczny. Pierwszy wierzy w wojne, drugi zaczyna ufac pokojowi. Pierwszy gromadzi przedmioty, drugi zaczyna kochac ludzi... piekne. Pierwszy wierzy w malzenstwo, drugi wierzy w milosc. Pierwszy zyje w schronieniu, drugi nie wie gdzie bedzie jutro. Ale jest to dobre - wszystko zaczelo sie poruszac. Moze poruszac sie w niewlasciwym kierunku, to prawda, ale moze tez poruszac sie we wlasciwym kierunku. Ruch jest dobry. Teraz potrzebny bedzie wlasciwy kierunek. Jedna rzecz juz sie stala, teraz potrzebny bedzie kierunek. Pierwszy jest bardzo ziemski: wierzy w konta bankowe i ubezpieczenie na zycie. Pierwszy jest bardzo chciwy wladzy, pieniedzy Drugi nie wierzy w zabezpieczenie - bardziej ufa zyciu niz ubezpieczeniu na zycie. Wierzy w milosc bardziej niz w zabezpieczenie jakie mozna miec z konta bankowego. Nie jest opetany pieniedzmi, nie gromadzi. Nie jest moralny w takim sensie moralnosci jak pierwszy typ, zaczyna miec moralnosc nowego rodzaju, moralnosc rewolucyjna, moralnosc osobista. Moralnosc pierwszego typu jest spoleczna, moralnosc drugiego typu jest osobista. Moralnosc pierwszego typu polega na uwarunkowaniach, moralnosc drugiego typu polega na sumieniu. Rozglada sie wokolo i cokolwiek ma ochote zrobic, robi to. Robi to, co uznaje, jest indywidualnoscia... Pierwszy typ jest zbiorowoscia. Nieswiadomosc jest zbiorowa, podswiadomosc jest indywidualna... Pierwszy typ jest dogmatyczny, teologiczny - drugi jest filozoficzny. OGRÓD A trzecim jest ogród, trzecim etapem. Ogród jest stanem przebudzenia - czlowiek jest przebudzony. Pierwszym jest sen, drugi to snienie, trzeci to przebudzenie. Hindusi nazywaja pierwszy sushupti, drugi - swabhana, trzeci - jagrati. Teraz jest on swiadomy, uwazny, dzien sie przebudzil. Ksiazki, przewodnicy, nauczyciele stali sie nieistotni - znalazl Mistrza. Pierwszy wierzy w ksiedza. Drugi nie wie dokad isc, nie ma kompasu, pogubil wszelkie kierunki, do nikogo nie idzie. Mozesz wyszkolic psa i nazwac go Guru Maharaji i on pójdzie. Zrób tylko propagande i zobaczysz, ze ten pies znajdzie swoich zwolenników. Drugi moze isc do jakiegokolwiek Guru Maharaji. Gotowy jest upasc u stóp kogokolwiek, jest za bardzo gotowy. Pierwszy nigdy nie jest gotowy, drugi jest zbyt gotowy. Dla pierwszego kwestia padniecia u stóp kogokolwiek innego niz jego wlasny ksiadz nie istnieje. Drugiemu kazdy zdaje sie byc tym ksiedzem. Jego oczy sa bardzo niezdecydowane. Moze on isc do kazdego, do kazdego, kto twierdzi, do kazdego, kto potrafi krzyczec w glos: "Tak, ja bede twoim przewodnikiem. Ja jestem nauczycielem swiata. Ja jestem tym i tamtym." Ktokolwiek potrafi to powiedziec, on bedzie gotowy pasc do jego stóp. Ale trzeciego nie interesuja juz nauczyciele, nie jest studentem. Interesuje go kontakt osobisty, interesuje go Mistrz, on chce stac sie uczniem. Nie przejmuje sie tym, co Mistrz mówi, bardziej interesuje sie ta aura, która Mistrz stwarza wokól siebie. Nie interesuja go jego doktryny, jego filozofia - interesuje go jego istnienie. Gdy stajesz sie zainteresowany istnieniem, i gdy patrzysz wprost do najglebszego rdzenia czlowieka, gdy zaczynasz odczuwac obecnosc, dopiero wtedy mozesz stac sie uczniem. Nie poszukujesz filozoficznych odpowiedzi, teraz pytanie Kim jestem? stalo sie istotne. Drugi jest gotów uczyc sie, pierwszy nie jest gotów uczyc sie, trzeci jest gotów oduczyc sie. Powtórze - pierwszy nie jest gotów uczyc sie. Drugi jest gotów uczyc sie skadkolwiek i uczy sie zbyt wielu rzeczy, sprzecznych, glupich, dobrych, zlych - i popada w zamet. Trzeci jest gotowy oduczyc sie. Nie poszukuje wiedzy. Powiada: "Poszukuje kogos, kto dotarl. I nie bede sluchal tego czy to, co on mówi, jest argumentacyjnie uzasadnione, filozoficznie prawdziwe. Chce byc w intymnej relacji." Relacja miedzy nauczycielem i studentem nie jest osobista. Relacja miedzy Mistrzem i uczniem jest osobista, jest to romans. Trzeba czuc, trzeba byc w obecnosci Mistrza, trzeba obserwowac. Nie trzeba wnosic swojego umyslu - trzeba odsunac umysl na bok i trzeba patrzec wprost, i czuc. Jeden z Mistrzów zen powiadal: "Gdy dotarlem do mojego Mistrza, przez trzy lata siedzialem u jego boku, a on nawet na mnie nie spojrzal. Potem, po trzech latach - spojrzal na mnie i byla to wielka radosc. Potem znów minely trzy lata i któregos dnia usmiechnal sie do mnie, i bylo to blogoslawienstwem. Potem znów minely trzy lata, i któregos dnia polozyl dlon na mej glowie, i bylo to ogromne, bylo to niewiarygodne. Potem znów minely trzy lata, i któregos dnia objal mnie, i ja zniknalem, i on znikl... i byla jednosc." Znalezienie Mistrza to znalezienie punktu, z którego Bóg jest najblizszy, znalezienie najblizszych drzwi, za którymi Bóg jest dostepny. Ktos dotarl... A jak sie o tym przekonasz? Musisz odczuc, myslenie tu nie pomoze. Myslenie zaprowadzi cie na manowce; musisz odczuc, musisz byc cierpliwy, musisz byc w jego obecnosci, musisz smakowac, musisz stac sie odurzony jego obecnoscia. I powoli, powoli wszystko stanie sie jasne. Gdy twój umysl wygasnie, wszystko stanie sie jasne. Albo jest Mistrzem, albo nie jest, i bedzie to objawienie. Jesli jest, mozesz zanurzyc sie calkowicie. Jesli nie jest, musisz ruszyc w droge. W obu przypadkach dojdziesz do pewnego konca. Czasem moze tak sie zdarzyc, ze poczujesz, ze to jest Mistrz, ale nie dla ciebie. Wtedy tez musisz ruszyc w droge, bo Mistrz moze pomóc tylko wtedy, gdy ty i on pasujecie do siebie, gdy waszym przeznaczeniem jest bycie razem, gdy waszym przeznaczeniem jest bycie dla siebie. Na tym etapie, ogrodu, otwiera sie totalnie inna perspektywa. Jest to punkt, w którym wazne staje sie pytanie Kim jestem? a ty nie domagasz sie odpowiedzi. Nie jestes gotów przyjac zadnej odpowiedzi z zewnatrz. A Mistrz nie da ci zadnej odpowiedzi. Tak naprawde zniszczy wszystkie twoje odpowiedzi - to wlasnie ja tutaj robie... Zabieram ci wszystkie twoje odpowiedzi, bys pozostal sam ze swym pytaniem, czysty ze swym pytaniem, dziewiczy ze swym pytaniem. Gdy pozostaje pytanie, a nie ma odpowiedzi z zewnatrz, zaczynasz zapadac sie wewnatrz siebie. To pytanie jak strzala przenika do samego zródla twego istnienia - i tam jest odpowiedz. I ta odpowiedz nie jest werbalna. Nie jest to teoria, która napotykasz, jest to urzeczywistnienie. Eksplodujesz. Po prostu wiesz. Nie jest to wiedza - wiesz. Jest to doznanie, egzystencjalne. Ten pierwszy czlowiek jest dogmatyczny, sekciarski. Ten drugi czlowiek jest filozoficzny. Ten trzeci czlowiek jest religijny, egzystencjalny. DOM A czwartym etapem jest dom. Hindusi zwa go turiya - czwarty stan. W czwartym stanie dotarles, dotarles do samego rdzenia swego istnienia - dom, oswiecenie, samadhi, satori, nirwana. Dotarles do miejsca, w którym znika Mistrz i uczen, w którym znika oddany i Bóg, w którym znika poszukujacy i to, co poszukiwane, w którym znikaja wszelkie dualizmy. Wykroczyles ponad dwa, dotarles do jednego. To jest to miejsce, którego wszyscy szukamy, a jego piekno polega na tym, ze ono juz tu jest. Gdy dotrzesz do domu, stwierdzisz, ze dotarles tam, gdzie zawsze byles. Patrzac za siebie z tego domu, rozesmiejesz sie. Zobaczysz, ze tej dzungli nie bylo na zewnatrz, byla to twoja wlasna nieswiadomosc. Lasu nie bylo na zewnatrz, bylo to twoje wlasne snienie. Ogrodu nie bylo na zewnatrz, byla to twoja wlasna uwaznosc. A tym domem jest twoje wlasne istnienie, satchitanand. To ty, twoja najbardziej wewnetrzna natura, swabhava, tao - nazywaj to jak tylko chcesz. Jest to bez nazwy. Takie sa te cztery etapy.

 

 

Wielblad - lew - dziecko

 

Zarathustra dzieli ewolucje swiadomosci na trzy symbole: wielblad, lew i dziecko. Wielblad to zwierze juczne gotowe oddac sie w niewole, nigdy sie nie buntuje. Nie potrafi nawet powiedziec nie. Jest istota wierzaca na slowo, wyznawca, zwolennikiem, wiernym niewolnikiem. To najnizszy poziom ludzkiej swiadomosci. Lew jest rewolucja. Poczatkiem rewolucji jest swiete nie. W swiadomosci wielblada zawsze jest potrzeba kogos, kto bedzie prowadzil i kto bedzie mówil "powinienes..." Potrzeba mu dziesieciorga przykazan. Potrzebne mu sa wszystkie religie, wszyscy ksieza i wszystkie swiete pisma, bo sam sobie nie potrafi zaufac. Nie ma odwagi i nie ma duszy i nie ma tesknoty do wolnosci. Jest posluszny. Lew jest tesknota do wolnosci, pragnieniem zniszczenia wszystkich wiezien. Lew nie potrzebuje zadnego lidera - sam sobie wystarcza. Nikomu nie pozwoli nakazywac "bedziesz..." - jest to uraza dla jego dumy. Moze on tylko powiedziec: "ja to zrobie". Lew jest odpowiedzialnoscia i ogromnym wysilkiem wyzwolenia sie z wszelkich lancuchów. Ale i lew nie jest najwyzszym szczytem ludzkiego wzrastania. Najwyzszy szczyt jest wtedy, gdy lew takze przechodzi metamorfoze i staje sie dzieckiem. Dziecko jest niewinnoscia. Nie jest posluszenstwem, nie jest nieposluszenstwem. Nie jest wiara, nie jest niewiara - jest czysta ufnoscia, jest swietym tak mówionym egzystencji i zyciu i temu wszystkiemu, co sie w nim zawiera. Dziecko jest samym szczytem czystosci, szczerosci, autentyzmu, chlonnosci i otwartosci na egzystencje. Te symbole sa bardzo piekne. Zglebimy implikacje tych symboli w miare jak Zarathustra bedzie je opisywal - jeden po drugim. WIELBLAD Wielblad jest chyba najbrzydszym zwierzeciem calej egzystencji. Nie mozna poglebic jego brzydoty. Co jeszcze mozna zrobic? Taka z niego karykatura. Wyglada tak, jakby wyszedl prosto z piekla. Wybór wielblada jako najnizszej swiadomosci jest idealnie trafny. Najnizsza swiadomosc w czlowieku jest kaleka - chce byc zniewolona. Boi sie wolnosci, bo boi sie odpowiedzialnosci. Gotowa jest dac sie objuczyc takim ciezarem, jak to tylko mozliwe. Cieszy sie, gdy jest obarczana ciezarem. I taka jest najnizsza swiadomosc - obladowana wiedza, która jest zapozyczona. Zaden godny czlowiek nie pozwoli sobie na obciazanie sie zapozyczona wiedza. Ta obladowuje cie moralnoscia, która umarli przekazuja zywym, która jest dominacja martwych nad zywymi. Zaden godny czlowiek nie pozwoli, zeby rzadzili nim umarli. Najnizsza swiadomosc czlowieka tkwi w ignorancji i nieswiadomosci, nieuwaznosci, w glebokim snie - gdyz stale podawana jest jej trucizna wierzenia na slowo, wiary, nigdy nie dopuszcza sie watpienia, nawet mówienia nie. A czlowiek, który nie potrafi powiedziec nie, traci swoja godnosc. I czlowiek, który nie potrafi powiedziec nie... jego tak nic nie znaczy. Czy widzisz te implikacje? Tak ma znaczenie tylko wtedy, gdy wczesniej potrafiles powiedziec nie. Jesli nie umiesz powiedziec nie, twoje tak jest bezsilne, nic nie znaczy. LEW Dlatego wielblad musi zmienic sie w pieknego lwa, gotowego umrzec, ale nie gotowego dac sie zniewolic. Nie mozesz z lwa uczynic zwierzecia jucznego. Lew ma taka godnosc jaka zadne inne zwierze nie moze sie poszczycic. Nie ma skarbów, nie ma królestw - jego godnosc tkwi tylko w sposobie bycia - bez leku, bez obawy przed nieznanym, gotów powiedziec nie nawet ryzykujac smierc. Ta gotowosc powiedzenia nie, ta buntowniczosc, zmywaja z niego wszelki brud pozostawiony przez wielblada - wszelkie slady i odciski kopyt, jakie zostawil wielblad. I dopiero po lwie, po wielkim nie, mozliwe jest swiete tak dziecka. Dziecko mówi tak nie dlatego, ze sie boi. Mówi tak dlatego, ze kocha, dlatego, ze ufa. Mówi tak, bo jest niewinne, nie moze sobie wyobrazic, ze moze byc oszukane. Jego tak to ogromna ufnosc. Nie wynika z leku, wynika z glebokiej niewinnosci. Tylko to tak moze je zaprowadzic na najwyzszy szczyt swiadomosci, do tego, co nazywam boskoscia... Teraz poszukuje ono swojej najwyzszej boskosci. Zaden bóg nie bedzie mu wrogiem. Nie bedzie sie klaniac zadnemu bogu - samo sobie bedzie panem. Taki jest duch lwa - absolutna wolnosc z pewnoscia oznacza wolnosc od boga, wolnosc od tak zwanych przykazan, wolnosc od swietych pism, wolnosc od jakiejkolwiek moralnosci narzuconej przez innych ludzi. Oczywiscie pojawi sie tez cos w rodzaju cnoty, ale bedzie to cos, co pochodzi z twego wlasnego, cichego, malego glosu. Twoja wolnosc przyniesie odpowiedzialnosc, ale ta odpowiedzialnosc nie bedzie narzucona przez kogos innego... Teraz nie ma kwestii kogokolwiek, kto móglby nim rzadzic. Nawet Bóg nie jest juz tym, kogo by sluchal. Czlowiek o duchu buntowniczym - a bez buntowniczego ducha metamorfoza nie moze nastapic - musi rzec: "nie, to moja wola - zrobie wszystko, co moja swiadomosc uzna za sluszne, i nie zrobie nic, co moja swiadomosc uwaza za niewlasciwe. Poza mym wlasnym istnieniem nie ma dla mnie innego przewodnika. Prócz wlasnych oczu, nie bede wierzyl zadnym innym oczom - nie jestem slepy i nie jestem idiota. Widze. Mysle. Medytuje i sam odnajduje dla siebie co jest sluszne, a co jest niewlasciwe. Moja moralnosc bedzie jedynie cieniem mojej swiadomosci." DZIECKO Dziecko jest najwyzszym szczytem ewolucji pod wzgledem swiadomosci. Ale dziecko to tylko symbol - nie znaczy to, ze dzieci sa najwyzszym stanem istnienia. Dziecko podano tu symbolicznie, gdyz dziecko nie jest wyuczone. Jest niewinne, a jesli jest niewinne, jest pelne zadziwienia, jego dusza teskni do tego, co tajemnicze. Dziecko to poczatek, przygotowanie - i zycie zawsze powinno byc poczatkiem i zawsze uciecha i zabawa, zawsze smiechem, nigdy powaga. Swiete tak jest potrzebne, ale to swiete tak moze przyjsc dopiero po swietym nie. Wielblad zawsze mówi tak, ale jest to tak niewolnika. On nie potrafi powiedziec nie. Jego tak nie ma zadnej wartosci. Lew mówi nie! Ale nie potrafi powiedziec tak. Sprzeciwia sie to jego wlasnej naturze. Przypomina mu wielblada. Jakos wyzwolil sie od wielblada i powiedzenie tak znów mu przypomina - zrozumiale - tak wielblada i niewole. Nie, to zwierze w wielbladzie nie potrafi powiedziec nie. W lwie - moze powiedziec nie, ale nie jest w stanie powiedziec tak. Dziecko nic nie wie o wielbladzie, nic nie wie o lwie. To dlatego Zaratustra powiada: "Dziecko jest niewinnoscia i zapomnieniem..." Jego oczy sa czyste i ma ono wszelki potencjal, by powiedziec nie. Skoro tego nie mówi, to dlatego, ze ufa - nie dlatego, ze sie boi. Nie z leku, ale z ufnosci. A gdy tak pochodzi z ufnosci, jest to najwieksza metamorfoza, najwieksza przemiana, na jaka mozna miec nadzieje. Te trzy symbole sa piekne i warto je pamietac. Pamietaj, ze jestes tu, gdzie wielblad, i ze musisz stac sie lwem, i pamietaj, ze nie wolno ci zatrzymac sie na lwie. Musisz pójsc jeszcze dalej, ku nowemu poczatkowi, ku niewinnosci i swietemu tak - ku dziecku. Prawdziwy medrzec na powrót staje sie dzieckiem. Krag sie zamyka - od dziecka, znów po dziecko. Ale róznica jest ogromna. Dziecko jako takie jest w ignorancji. Bedzie musialo stac sie wielbladem, lwem, i wrócic potem do dziecka - ale to dziecko nie jest tym samym dawnym dzieckiem, gdyz nie jest w ignorancji. Musi przejsc przez wszystkie doznania zycia - niewole, wolnosc, bezsilne tak, dzikie nie - a jednak wszystko to zapomni. Nie jest to ignorancja, ale niewinnosc. Tamto pierwsze dziecko bylo poczatkiem podrózy. Drugie dziecinstwo jest dopelnieniem podrózy.. Pierwsze narodziny sa narodzinami ciala, drugie sa narodzinami swiadomosci. Pierwsze narodziny czynia cie czlowiekiem, drugie narodziny czynia cie bogiem.

 

 

Student - uczen - oddany - Mistrz

 

Sa takie cztery etapy, które trzeba zrozumiec. Pierwszy - student - przychodzi do mistrza, ale nigdy do mistrza nie dociera. Dociera tylko do nauczyciela. Moze to byc ten sam czlowiek, ale student nie jest gotów do przemiany, do odrodzenia sie. Przyszedl, by posiasc nieco wiecej wiedzy. Chce stac sie nieco bardziej wyuczonym. Ma pytania, ale te pytania sa jedynie intelektualne, nie sa egzystencjalne. Nie dotycza jego zycia, nie sa kwestia zycia i smierci. Czlowiek tego rodzaju moze wedrowac od jednego mistrza do drugiego zbierajac slowa, teorie, systemy, filozofie. Moze stac sie bardzo efektywny, moze stac sie wielkim punditem, ale nie wie nic. Jest to cos, co trzeba zrozumiec. Jest wiedza - mozesz jej miec tyle, ile chcesz, a nadal pozostaniesz ignorantem. I jest ignorancja, która tak naprawde jest niewinnoscia - nic nie wiesz, a jednak dotarles do takiego miejsca, gdzie wszystko jest znane. Jest wiec wiedza, która jest ignorancja, i jest ignorancja, która jest madroscia. Studenta interesuje wiedza. Ale czasem tak jest, mozesz przyjsc do mistrza jako student, ot, z samej ciekawosci, i mozesz zostac pochwycony jego charyzma, mozesz zostac pochwycony jego oczami, mozesz zostac pochwycony biciem jego serca. Przyszedles jako student, ale przechodzisz do drugiego etapu - stajesz sie uczniem. Student niepotrzebnie wedruje z miejsca na miejsce, od jednego swietego pisma do innego. Wiele zbiera, ale wszystko to sa smieci. Kiedy wyjdzie z tego kokonu bycia studentem i stanie sie uczniem, bladzenie ustaje - harmonizuje sie z mistrzem. Sam tego nie wiedzac, ulega przemianie. Dowie sie o tym dopiero pózniej, ze wszystko sie zmienia. Te same sytuacje, wobec których stawal w przeszlosci, teraz przyjmuje calkiem inaczej. Watpliwosci znikaja, racjonalnosc zdaje sie byc dziecinna zabawa. Zycie jest o wiele glebsze, tak bardzo, ze nie mozna tego zawrzec w slowach. Gdy student staje sie uczniem, zaczyna slyszec cos, co nie zostalo wypowiedziane - pomiedzy slowami... pomiedzy zdaniami... w przerwach, gdy mistrz nagle sie zatrzymuje... ale porozumienie trwa. Uczen to wielki krok naprzód w porównaniu ze studentem. W przeszlosci, w czasach Upaniszadów, szkoly tajemne istniejace w Indiach nazywane byly gurukula. Slowo bardzo znaczace - oznacza ono "rodzina mistrza". Nie jest to zwykla szkola, studium czy uniwersytet. Nie jest to kwestia jedynie uczenia sie, jest to kwestia bycia w milosci. Nie oczekuje sie od ciebie, abys byl w milosci ze swoim nauczycielem na uniwersytecie. Ale w gurukula, gdzie rozkwitaly Upaniszady, byla to rodzina milosci. Kwestia uczenia sie byla drugorzedna, istotna byla kwestia istnienia. Nie jest wazne ile wiesz, wazne jest na ile jestes. A mistrz nie jest zainteresowany dokarmianiem twojego biokomputera, umyslu. Nie bedzie powiekszal twojej pamieci, bo jest to bezuzyteczne. To moze dokonac maszyna, a maszyna moze to zrobic nawet lepiej od ciebie. Komputer moze robic to, czego ludzka pamiec nie potrafi dokonac. Jeden komputer moze pomiescic cala biblioteke. Nie musisz czytac - wystarczy, ze zapytasz komputer, a on da ci odpowiedz. I bardzo rzadko zdarza sie, aby cos stalo sie nie tak, gdy wysiadzie elektrycznosc lub wyczerpia sie baterie. Mistrza nie interesuje uczynienie z ciebie komputera. Interesuje go uczynienie z ciebie swiatla dla ciebie samego, autentycznego istnienia, istnienia niesmiertelnego - nie tylko wiedzy, nie tylko tego, co inni powiedzieli, ale twojego przezycia. Gdy uczen zbliza sie do mistrza coraz bardziej, nastaje pewien punkt przemiany: uczen staje sie, w pewnej chwili, oddanym. Kazdy z tych etapów ma w sobie pewne piekno. Stanie sie uczniem bylo wielka rewolucja, ale to nic wobec stania sie oddanym. W jakim momencie uczen przemienia sie i staje sie oddanym? Tak bardzo zywi go energia mistrza, jego swiatlo, jego milosc, jego smiech, sama jego obecnosc - a on nic nie moze dac w zamian. Przychodzi chwila, gdy zaczyna odczuwac tak ogromna wdziecznosc, ze po prostu chyli glowe do stóp mistrza. Nie ma nic innego, co móglby dac, oprócz siebie. Od tej chwili jest on niemal czescia mistrza. Jest w glebokiej synchronicznosci z sercem mistrza. Jest to wdziecznosc, bycie pelnym podziekowania. A czwarty etap przychodzi wtedy, gdy staje sie on jednym z mistrzem. Jest taka opowiesc o Rinzai. Niemal dwadziescia lat zyl on ze swym mistrzem, a pewnego dnia przyszedl i usiadl na miejscu mistrza. Przyszedl mistrz - spojrzal na Rinzai siedzacego na jego miejscu. Po prostu podszedl i usiadl tam, gdzie zwykl byl siadac Rinzai. Nic nie zostalo powiedziane, ale wszystko zostalo zrozumiane. Wszyscy byli zadziwieni - "Co sie dzieje?" W koncu Rinzai rzekl do mistrza: * Czy nie czujesz sie urazony? Czy nie zniewazylem cie? Czy w jakis sposób nie okazalem niewdziecznosci? Mistrz rozesmial sie. - Teraz stales sie mistrzem. Dotarles do domu - rzekl. - Od studenta do ucznia, od ucznia do oddania, a od oddania do bycia mistrzem. Ogromnie sie ciesze, ze mozesz miec udzial w mojej pracy Teraz nie musze przychodzic tu codziennie, wiem, ze jest ktos jeszcze z ta sama aura, tym samym aromatem. - A naprawde to byles bardzo leniwy. To powinno stac sie trzy miesiace temu, nie mozesz mnie oszukac. Od trzech miesiecy czuje, ze ten czlowiek niepotrzebnie trzyma moje stopy. Moze usiasc na tym miejscu, a dla odmiany teraz ja moge trzymac jego stopy. Zebranie odwagi zajelo ci trzy miesiace. - Mój Boze - rzekl Rinzai - a ja myslalem, ze nikt o tym nie wie, ze to bylo tylko wewnatrz mnie. A ty podajesz mi dokladna pore kiedy to sie stalo. Tak, to bylo trzy miesiace temu. Bylem leniwy i nie mialem dosc odwagi. Zawsze myslalem, ze to jest niewlasciwe, ze wyglada to nieodpowiednio. - Gdybys zaczekal jeszcze jeden dzien - odrzekl mistrz - uderzylbym cie w glowe. Trzy miesiace to dosc czasu na podjecie decyzji, a ty nie zadecydowales... egzystencja zadecydowala. Bylem nauczycielem na uniwersytecie. Opuscilem uniwersytet z tego tylko powodu, ze zatrzymuje sie on na pierwszym etapie. Zaden uniwersytet nie wymaga bys stal sie uczniem, kwestia bycia oddanym czy mistrzem po prostu nie istnieje. I sa swiatynie, które nie czyniac cie studentem czy uczniem, po prostu narzucaja ci oddanie - które bedzie falszywe, nie bedzie mialo korzeni. A na calym swiecie, w kosciolach, synagogach, swiatyniach, sa oddani - nic nie wiedzac o byciu uczniem, stali sie uczniami, stali sie oddanymi. Szkola tajemna jest bardzo systematycznym spotkaniem z cudownoscia. A cudownosc jest wszedzie wokól ciebie, i wewnatrz, i na zewnatrz. Potrzeba tylko pewnego systemu. Mistrz po prostu dostarcza pewnego systemu, abys mógl powoli wejsc na glebsze wody, a w koncu przejsc do tego etapu, w którym znikasz w oceanie - sam stajesz sie oceanem.

 

 

Siedem czakr - jednosc

 

Czlowiek rodzi sie przebudzony, a potem zasypia. Czlowiek rodzi sie jednoscia, a potem staje sie wieloscia. Czlowiek rodzi sie jako indywidualnosc, a potem zasypia i sni, ze jest tlumem. To jest caly problem, cale zadanie, cale wyzwanie zycia. Trzeba to zrozumiec. Takie jest to poszukiwanie: szukamy tego, czym pierwotnie bylismy. Szukamy tego czym naprawde jestesmy. Szukamy tego, czego ani na jedna chwile nie zagubilismy, tylko zapomnielismy; przestalismy o tym pamietac. Byc moze jest to takie oczywiste, i dlatego przestalismy o tym pamietac. Jezus powiada: "Dopóki znów nie staniecie sie jak dzieci nie wejdziecie do mojego Królestwa Bozego." Jego wskazanie jest wyrazne. Dopóki nie odzyskasz swej pierwotnosci, dopóki znów nie podazysz do pierwotnego zródla... Pewnego wieczoru poszukujacy zapytal Jezusa: "Co mam robic, by poznac Boga?" I Jezus rzekl: "Dopóki nie narodzisz sie na nowo, nie poznasz go." Trzeba dojsc do tego pierwotnego zródla w którym bylismy wtedy, gdy sie urodzilismy. Legenda powiada, ze Jezus odmówil uczenia sie alfabetu, liter. Nie pozwolil nauczycielom omawiac beta - dwa, dopóki nie mogli wyjasnic znaczenia alfa - jednosci, tak, by byl zaspokojony. A oni, rzecz jasna, nie potrafili go wyjasnic. Jeden jest liczba, na której opiera sie cala arytmetyka; jeden jest liczba, na której opiera sie kazdy czlowiek, caly wszechswiat, koncepcja Boga, rzeczywistosci. I dziecko Jezus zadalo: "Dokad nie wyjasnicie znaczenia jednosci, nie zajme sie kolejna litera alfabetu. Najpierw powiedzcie mi czym jest alfa, dopiero wtedy bede gotowy, aby przejsc do dwojga, beta." Poniewaz nie zdolano mu wyjasnic, odmówil pójscia do szkoly. Zapisków tego nie ma w ewangeliach chrzescijanskich, poniewaz wiele rzeczy nie zostalo zapisanych w ewangeliach chrzescijanskich. Ale to jest jedna z najstarszych tradycji essenskich. Przekazywana byla, ta opowiesc, z mistrza na ucznia, przez stulecia. Jest to jedna z najbardziej znaczacych opowiesci o Jezusie: jego naleganie, ze najpierw trzeba poznac jednosc, bo jednosc jest podstawa wszystkiego. Gdy jestes przebudzony, jestes jednoscia. Gdy zasypiasz, stajesz sie wieloscia. Zauwazyles to? We snie tyle ról odgrywasz jednoczesnie. Rankiem, gdy sie budzisz, jestes jednoscia. We snie jestes tym, który sni, jestes tym, co jest snione; jestes kierownikiem snu, jestes aktorem, jestes opowiescia, jestes scena i jestes tez publicznoscia. Stajesz sie wieloscia, ulegasz rozpadowi, stajesz sie tlumem. We snie przestajesz byc jednoscia. Gdy budzisz sie, nagle kierownik, aktor, opowiesc, scena, dramat, publicznosc, to, co jest snione i ten, kto sni, wszystko znika w jednej jednosci. Hindusi nazywaja caly ten swiat kraina snu, maya. Spimy bardzo gleboko. Dlatego poszukiwanie jednosci, albo poszukiwanie uwaznosci jest tym samym; bo stajac sie uwaznym, stajesz sie jednoscia - albo, stajac sie jednoscia stajesz sie uwazny. Wyjasnie ci teraz jak na tyle sposobów, na miliony sposobów poszukujemy jednosci. Rodzi sie dziecko. Jego pierwsze funkcjonowanie w swiecie jest przez jedzenie, jego pierwsze funkcjonowanie w swiecie jest przez wchloniecie materii. Poszukiwanie zaczelo sie: materia chce spotkac sie z materia. Materia chce byc w organicznej jednosci z inna materia; materia przyciaga materie, sciaga materie. To pierwsza milosc: jedzenie. Jedzenie daje dziecku pierwszy orgazm. Gdy po zjedzeniu posilku lub wypiciu wody czujesz zaspokojenie, to zaspokojenie jest uczuciem jednosci. Materia z zewnatrz zostala wchlonieta do wewnatrz, wnetrze spotkalo sie z zewnetrzem. To spotkanie nie jest bardzo glebokie, nie moze byc, jest spotkaniem materii; jest bardzo powierzchowne - a jednak jest. Hindusi nazywaja to pierwsza czakra, muladhar. Wielu jest ludzi, którzy zyja w pierwszej czakrze. Po prostu stale jedza i wydalaja. Cale ich zycie to nic innego, tylko wchlanianie materii i wyrzucanie materii na zewnatrz, ich zycie jest bardzo mechaniczne. Jest bardzo, bardzo waskie, maly tunel. Muladhar jest najmniejszym otworem w twoim istnieniu, przez który swiatlo wchodzi w ciebie, a ty wchodzisz do egzystencji. Najmniejszym otworem jest muladhar, pierwszy osrodek. Zaczyna on funkcjonowac, bo dziecko musi przezyc; najpierw musi przyjac pokarm, inaczej by umarlo. Jest to srodek zapewniajacy przetrwanie, ale czlowiek nie powinien zyc aby jesc. Jezeli zyjesz tylko po to, aby jesc, w ogóle nie zyjesz. Po prostu czekasz na smierc. I wybrales bardzo mala przyjemnosc, bardzo zwyczajna przyjemnosc, jedynie drobne pocieszenie, i na tej malej przyjemnosci konczysz. A wokolo sa ogromne mozliwosci... Przyjrzyj sie swemu zyciu. Jesli jestes zbyt przywiazany do jedzenia, stan sie nieco uwazniejszy. To pierwsze poszukiwanie jednosci. Teraz nawet fizycy, kilku szalonych fizyków mówi, ze atomy sa razem, bo kochaja sie. Slowo milosc nie jest dobre, wyglada na antropomorficzne; teraz jednak kilku fizyków ma dosc odwagi, by powiedziec, ze cos ono wyjasnia. I trzeba je stosowac, bo wyglada na to, ze innego wyjasnienia nie ma. Dlaczego elektrony, neutrony i protony sa razem? Skad to bycie razem? Musi istniec jakis rodzaj wiezi, pewne przyciaganie. Musi byc pewna jednosc, musi trwac pewien romans, na najnizszym poziomie, ale musi byc jakis romans, inaczej dlaczego one sie nie rozejda? Mozna nazwac to grawitacja, mozna nazwac to magnetyzmem, mozna nazwac to polem magnetycznym, jak tylko chcesz, ale milosc wydaje sie byc najlepszym slowem, bo moze wyjasnic caly zakres, od najnizszego do najwyzszego. Milosc wydaje sie byc slowem najbardziej ekonomicznym, zawiera sie w nim caly zakres. Kiedy jesz i za bardzo ulegasz obsesji jedzenia, trzymasz sie po prostu pierwszej lekcji milosci: elektrony, protony, neutrony przyciagaja sie wzajemnie, twoje cialo przyciaga inne cialo - materie z zewnatrz. Oczywiscie jest pewne spelnienie, bo zawsze, gdy jest jednosc, jest spelnienie, jest zadowolenie, ale jest ono bardzo niskie, najnizsze. Czlowiek powinien nauczyc sie wychodzic poza nie. Dlatego wszystkie religie ucza znaczenia postu. Post nie oznacza glodowania, post nie oznacza, ze musisz zabic swoje cialo, ze musisz byc niszczacy, nie. Post oznacza jedynie: daj tylko tyle, ile trzeba, nie wiecej, abys mógl byc dostepny na drugiej plaszczyznie; bedziesz mógl stac sie dostepny drugiemu osrodkowi. Jesli jestes zbyt opanowany obsesja jedzenia, jedzenie zamknie cie; bedziesz tylko materia. Nie trzeba zbyt przywiazywac sie do jedzenia, i nie trzeba tez zbyt przywiazywac sie do postu. Wtedy osiaga sie równowage. A wzrastanie nastepuje tylko poprzez równowage. Drugim osrodkiem jest svadhisthan. Kiedy dziecko jest zdrowe, szczesliwe, i jego cialo jest cale, zaczyna dominowac. W dziecku pojawia sie pragnienie dominowania, dziecko staje sie politykiem. Zaczyna usmiechac sie do ludzi, bo poznaje, ze gdy usmiechasz sie, ludzie ulegaja twojemu wplywowi. Zaczyna plakac, krzyczec, bo poznaje, ze placzem i krzykiem mozesz manipulowac matka, ojcem, rodzina. Gdy potrzeby fizyczne dziecka zostana zaspokojone, pojawia sie nowa potrzeba, która jest zyciowo wazna potrzeba - dominowanie. To znów jest dazenie do wprowadzenia jednosci, jednosci tego, co podlega dominacji, i tego, który dominuje. Zawsze, gdy nad kims panujesz, stajesz sie w pewien sposób jednoscia z nim. Z...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin