Little Kate - Największy skarb.pdf

(474 KB) Pobierz
The millionaire takes a bride
Kate Little
NAJWIĘKSZY SKARB
Tytuł oryginału :The Millionaire Takes a Bride
Seria wydawnicza: Harlequin Gorący Romans (tom 500)
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ktoś walił do drzwi. Walił w nie tak mocno, że trzeszczały w zawiasach. Przyćmiony umysł
Georgii Price, wyrwanej z głębokiego snu, zarejestrował ten fakt
Jeszcze mi tego trzeba, żeby dom rozpadł się do końca, pomyślała półprzytomnie. Usiadła,
spuściła nogi z łóżka i przygładziła zmierzwione włosy.
Walenie do drzwi nie ustawało.
- No, dobrze, już dobrze. Weź na wstrzymanie - mruknęła Georgia z niechęcią pod adresem
nocnego gościa.
Naciągnęła szafirowy, jedwabny szlafrok i zapaliła lampę u szczytu schodów. Dopiero potem
ruszyła w dół. Tylko spokojnie, pouczała samą siebie. Nie ma żadnego pośpiechu. Wiedziała aż
nadto dobrze, kim jest gość, mimo że nigdy przedtem nie oglądała go na oczy.
Widocznie dostrzegł światło lampy, gdyż zawołał zza drzwi:
- Will! Wiem, że tam jesteś! Natychmiast otwieraj drzwi! Will, czy mnie słyszysz?
Głos nocnego gościa był głęboki, donośny i bardzo, ale to bardzo bojowy. Dokładnie taki,
jakiego Georgia się spodziewała, aczkolwiek nie w samym środku nocy. Należał do niejakiego
Jacksona Bradshawa.
Wiedziała od Willa Bradshawa, że jego starszy brat jestczłowiekiem piekielnie upartym, była
wiec przygotowana na trudną i nieprzyjemną rozmowę. Ale żeby nachodził ją w samym środku
nocy i to podczas szalejącej burzy? Uznała to za dużą przesadę.
Gdy Will ostrzegał ją przed Jacksonem, sądziła, że demonizuje brata. Niestety, mówił prawdę,
z westchnieniem dodała w myśli, słysząc coraz głośniejszy łomot i docierającą zza drzwi
wiązankę niewybrednych, soczystych przekleństw.
Przez chwilę zastanawiała się, czy ma do czynienia z człowiekiem niepohamowanym i
groźnym, który byłby w stanie użyć siły, kiedy się dowie, że został wystrychnięty na dudka.
Wystawiony do wiatru przez całą trójkę, to znaczy przez nią samą, Faith i Willa, który wymyślił
ten szaleńczy plan. Oboje z Faith uprosili Georgię, żeby pomogła im uciec przed Jacksonem.
Nadopiekuńczym starszym bratem, wtrącającym się do wszystkiego, co robił Will, i chcącym
decydować o jego życiu.
Może nie powinna otwierać drzwi? Większość mieszkańców małej mieściny, jaką było
Sweetwater w stanie Teksas, każdego niespodziewanego nocnego gościa powitałaby wystrzałem
z dubeltówki.
Georgia nie znosiła broni. Nie pozwalała nawet synkowi, Noahowi, bawić się pistoletami na
wodę. A ponadto podejrzewała, że Jackson Bradshaw groźniej szczeka, niż gryzie. Był
niezwykle majętnym, znanym i cenionym nowojorskim prawnikiem, specjalizującym się w
sprawach wielkich korporacji. Musiał więc być wygadany i pyskaty. Will przyznał jednak
szczerze, że jego okropny brat zyskuje przy bliższym poznaniu. Jest mniej okropny...
Na razie jednak ryczał za drzwiami jak ranny łoś.
- Otwieraj! Nie ruszę się stąd, dopóki nie wpuścisz mnie do środka! Choćbym miał tu tkwić
przez całą noc! - groził rozgniewany.
To cud, że hałas nie obudził jeszcze Noaha. Na szczęście, chłopczyk sypiał jak suseł. Jako
samotna matka, Georgia była za to losowi szczególnie wdzięczna.
- No, chyba czas na odsłonięcie kurtyny i rozpoczęcie przedstawienia - mruknęła pod nosem,
stając u stóp schodów. Odetchnęła głęboko, dociągnęła poły szlafroka i otworzyła drzwi.
Ukryty w mroku Jackson Bradshaw ujrzał nagle przed sobą opanowaną kobietę o spokojnej
twarzy.
- Otwarcie drzwi zajęło pani piekielnie dużo czasu -warknął zjadliwym tonem. - Czy to
przedsmak słynnej teksańskiej gościnności? - zadrwił rozeźlony.
- Jeśli już mowa o czasie, to czy nie zdaje pan sobie sprawy z tego, która jest godzina, panie... ?
- Proszę nie udawać, Georgio Price, że nie wie pani, kim jestem! - Jackson Bradshaw
przymrużył gniewnie oczy. -Jedyna rzecz, jaka potrafi naprawdę wyprowadzić mnie z
równowagi, to zakłamanie. Zwłaszcza u kobiety.
- Och, jestem pewna, panie Bradshaw, że znacznie więcej rzeczy potrafi wyprowadzić pana z
równowagi - z krzywym uśmiechem wycedziła Georgia.
- A ja jestem pewny, że do tej pory Will zdążył opowiedzieć pani wszystko o mnie — mruknął
Jackson.
- Nie wszystko - skorygowała. - Mówił wyłącznie o pańskich wadach - docięła nieproszonemu
gościowi.
O dziwo, uśmiechnął się lekko. Skrzyżował ręce na szerokim torsie, przesunął się w lepiej
oświetlone miejsce na werandzie i zaczał uważnie przyglądać się sylwetce pani domu.
W oczach gościa Georgia dostrzegła uznanie. Sama też mogła dokładniej go obejrzeć. Miał
opaloną twarz, równe zęby połyskiwały bielą. Wokół wydatnych, zmysłowych ust biegły
głębokie bruzdy. Sieć drobnych zmarszczek okalała głęboko osadzone ciemne oczy.
Jackson Bradshaw wyglądał... zachwycająco, musiała uczciwie przyznać zdumiona Georgia.
Natychmiast wyczuła niebezpieczeństwo.
- Nie zamierza pani zaprosić mnie do środka? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
Miała wiele wprawy w onieśmielaniu i spławianiu mężczyzn, ale gdy tylko napotkała wzrok
Jacksona, poczuła, jak z wrażenia zaciska się jej gardło.
- Oczywiście, że zamierzam - odparła lekko drżącym głosem. - Proszę wejść.
Kiedy znalazł się w holu, Georgia skarciła się za własną reakcję na widok tego człowieka. Na
temat starszego brata Will mówił wiele, ale nie wspomniał ani słowem, że jest aż tak niezwykle
atrakcyjnym facetem. Nie był piękny. Nie miał klasycznej urody modela, ale wyraziste, męskie
rysy twarzy sprawiły, że na jego widok zaparło jej dech.
Zamykając wejściowe drzwi, ukradkiem obserwowała gościa. Odgarnięte z czoła, mokre od
deszczu kruczoczarne włosy odsłaniały wysokie czoło, płaskie policzki, kwadratową szczękę i
wydatny podbródek.
Powinien się ogolić, pomyślała odruchowo Georgia. W ogóle wyglądał dość opłakanie.
Przesiąknięta wodą biała koszula była przylepiona do torsu i umięśnionych ramion.
Pod rozpiętym kołnierzykiem smętnie zwisał rozluźniony, mokry krawat. Jedwabny, musiał
kosztować majątek. A teraz pewnie zniszczony bezpowrotnie. Ale co to znaczyło dla Jacksona
Bradshawa? Absolutnie nic. Ten człowiek miał pieniędzy jak lodu.
Mimo że przemoczony do nitki i utytłany błotem, w oczach Georgii był nadal najbardziej
atrakcyjnym mężczyzną, jakiego od lat zdarzyło się jej oglądać. Z trudem oderwała wzrok.
Opanuj się, dziewczyno, nakazała sobie. Ten facet jest przecież twoim wrogiem.
Charakter Jacksona pozostawał w wyraźniej sprzeczności z jego doskonałym wyglądem. Ten
człowiek był przeciwnikiem, a ona miała do odegrania ścisłe określoną rolę. Kochany Will,
który jeśli wszystko poszło zgodnie z planem, był już jej szwagrem, oraz własna, uwielbiana
siostra, Faith, liczyli przecież na nią. A Jackson zamierzał zapobiec małżeństwu siostry z
mężczyzną, którego pokochała.
Georgia westchnęła lekko. Musiała uczciwie przyznać, że nocny nieproszony gość miał po
temu pewne powody. Z opowiadania Willa o bracie wiedziała, że głęboko przeżył zawód
miłosny. Jego małżeństwu z ukochaną sprzeciwił się kategorycznie ojciec. Przeświadczony, że
dziewczynie zależy tylko na fortunie Bradshawów, umówił się z nią na sekretne spotkanie,
namówił na zerwanie z Jacksonem, hojnie wynagradzając ją za opuszczenie miasta.
Will był przekonany, że fakt ten, w powiązaniu z wczesną stratą matki, był dla Jacksona
ogromnym ciosem, który zaważył na jego dalszym życiu. Przestał ufać kobietom i nie angażował
się w żadne uczuciowe związki. Jego uprzedzenie do kobiet odnosiło się także do wszystkich
znajomych młodszego brata. Miał je za łowczynie fortun i zawsze podejrzewał o najgorsze.
Na krótką chwilę Georgii zrobiło się żal Jacksona. Ale kto nie miał przykrych przeżyć? Sama
była tego najlepszym dowodem. Lecz jedno złe własne doświadczenie w żadnym razie nie może
usprawiedliwiać niszczenia życia innych ludzi.
Przeszli do saloniku. Jackson zatrzymał się i popatrzył na Georgię.
- A więc gdzie on jest? - zapytał krótko.
- Nie mam pojęcia, o kim pan mówi - odparta, spoglądając gościowi prosto w oczy.
- Jasne, że pani wie! Proszę nie robić tak niewinnej miny! Nic pani nie pomoże. Do tej zapadłej
dziury przybyłem aż z Nowego Jorku. W tym celu musiałem najpierw dwa tysiące mil przelecieć
samolotem, potem trzy godziny jechać wynajętym samochodem, błądząc pięciokrotnie, i
wreszcie iść kawał drogi piechotą w błocie i ulewnym deszczu! - Zaperzając się, Jackson mówił
coraz głośniej. Na jego przystojnej twarzy malowała się złość. - Niech wiec pani, do licha, zaraz
sprowadzi tu Willa. Mam po dziurki w nosie tych waszych idiotycznych gierek!
Georgii na chwilę odebrało mowę. Zaraz potem jednak zachciało się jej śmiać. Rozweselona,
zakryła usta ręką. Być może była to reakcja na głośną tyradę gościa, instynktownie dała znać, że
jego gniewne słowa nie robią na niej wrażenia.
W gruncie rzeczy sytuacja była zabawna. Jackson Bradshaw zachowywał się jak człowiek
nawiedzony, spełniający życiową misję. Świadczył o tym fanatyczny blask jego rozpalonych,
czarnych oczu. Był naprawdę przekonany, że udało mu się przybyć w ostatniej chwili na ratunek
bratu i zapobiec jego małżeństwu oraz że Will ukrywa się gdzieś w zakamarkach tego domu.
- Jak widzę, pani Price, bawi się pani moim kosztem -warknął rozeźlony reakcją winowajczyni.
- Mam na imię Georgia. Będzie panu znacznie wygodniej wrzeszczeć na mnie po imieniu -
oświadczyła słodkim głosem.
- W porządku - mruknął przez zaciśnięte zęby. - A teraz albo pójdziesz po Willa i każesz mu tu
przyjść, albo sam przeszukam dom. Od piwnic aż po strych.
- Bardzo proszę. Nie krępuj się. - Georgia zatoczyła ręką szeroki krąg. - Ale to nic nie da, bo
Willa tu nie ma.
Jackson rozejrzał się po pokoju, jakby spodziewał się, że brat zaraz wychynie zza kanapy lub
okiennej kotary. A potem ostrym wzrokiem zmierzył Georgię. Wiedziała, że obmyśla następny
ruch.
- Może to prawda - stwierdził po dłuższej chwili milczenia, pocierając szczękę. - Wątpię, czy
nawet taki słaby facet jak Will narażałby tak długo swą jasnowłosą damulkę na odpieranie
ataków smoka.
Przez cały czas obserwowała spod oka niezwykłego gościa. Najpierw chodził po pokoju, a
potem podszedł do okna i odciągnął zasłonę. Czyżby miał nadzieję na szybką zmianę pogody?
Nikt do tej pory nie nazywał jej damulką. Określenie to było nieco frywolne, ale w jego ustach
dość..-. sympatyczne.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin