Wspomnienia Aldony Jastrzębskiej-Lipszycowej cz. 1..pdf

(60 KB) Pobierz
oredzie68-2007.p65
18
Orędzie Miłosierdzia 68
ZE WSPOMNIEŃ O ŚW. SIOSTRZE FAUSTYNIE
WSPOMNIENIA Aldony Jastrzębskiej−Lipszycowej (1)
W 1924 roku mieszkaliśmy z mężem i czwor-
giem dzieci w Ostrówku, gmina Klembów, powiat
Radzymin. Mąż mój prosił proboszcza par. Św. Ja-
kuba na Ochocie o kogoś do pomocy w domu dla
mnie. Ksiądz kan. Jakub Dąbrowski był dawniej
proboszczem w Klembowie, przyjaźnił się z moim
mężem. Chrzcił go, dawał nam ślub i chrzcił
wszystkie nasze dzieci. Ksiądz Kanonik przysłał
nam (było to latem 1924 roku) Helenę Kowalską
z kartką, że jej nie zna i że życzy, żeby się nada-
ła. Hela przyszła do nas z malutkim węzełkiem
(w chustkę z głowy zawiązany był cały jej mają-
tek zabrany z domu rodziców). Zrobiła wrażenie
jasnej, zdrowej, pogodnej nawet wesołej. Gład-
kie, rudawe włosy, duży warkocz, miła, jasna, spo-
kojna twarz nieco piegowata.
Pamiętam z jej opowiadań, że opuściła dom
rodzinny, ponieważ chciała wstąpić do klasztoru.
Wstąpiła do pierwszego kościoła, który zobaczyła
po przyjeździe do Warszawy. Był to kościół Św. Ja-
kuba, tam właśnie spotkała ks. proboszcza Dąbrow-
skiego, który ją do nas skierował. Nie pamiętam,
czy przed przyjściem do nas zgłaszała się do klasz-
toru i tam kazano jej przynieść wiano, czy też
Ksiądz Proboszcz uprzedził ją, że to może być po-
trzebne. Przyszła więc do nas z tą kartką Księdza
i z tym, że chce sobie jedynie zarobić na wiano
zakonne i że jak zbierze, to wstąpi do klasztoru.
Pamiętam, że sobie absolutnie nic nie kupowała
i składała pensję na to wiano. Była pogodna, lu-
biła dzieci, bawiła się z nimi. Pamiętam, że kie-
dyś urządziła im „przebieranie się” i sama też
przebrawszy się, bawiła się jak dziecko. Pamię-
tam jej zdrowy, radosny śmiech. Śpiewała dużo
i dla mnie osoba jej związana jest z tą pieśnią,
którą najczęściej śpiewała i której się od niej na-
uczyłam: „Jezusa ukrytego w Eucharystii czcić,
oddać swe życie dla Niego, Jego miłością żyć. On
się nam daje cały, z nami zamieszkał tu, dla Jego
Boskiej chwały życie poświęćmy Mu”. Teraz, kie-
dy się dowiedziałam o jej życiu, zrozumiałam, że
ta pieśń była całą treścią jej życia.
Była pracowita, każdą robotę wykonywała
chętnie, bez przypominania, samodzielnie. W do-
mu nie była obcym człowiekiem; bardzośmy ją
wszyscy lubili i szanowali. Swojej pobożności nie
narzucała nikomu, nie pamiętam jej okazującej
swoją pobożność poza tym, że pracując, śpiewała
pobożne pieśni. Choć wiedziałam od początku, że
odejdzie od nas do klasztoru, to jednak przez ten
rok tak przywiązaliśmy się do niej, że odejście jej
było dla mnie wielkim przeżyciem. Nie pamię-
tam daty odejścia, było to latem 1925 roku.
Odchodząc, Hela prosiła mnie, żebym od-
wiedziła ją i jednocześnie zobaczyła się z przeło-
żoną, która o to prosiła. Wiedziałam, że wstąpiła
do klasztoru na Żytniej, nie wiedziałam do ja-
kiego zgromadzenia. Niedługo po jej odejściu od
nas, szukając jej na tej ulicy, weszłam do domu
jakiegoś zgromadzenia. Zapytałam o przełożoną,
która jakoby chciała się poinformować u mnie co
do osoby Heli. Rozmawiając tam, powiedziałam,
że miałam udzielić informacji o dziewczynie, któ-
ra pracowała u mnie jako służąca przez rok,
a teraz wstąpiła do zgromadzenia. Siostra, która
ze mną rozmawiała, oburzyła się, że kandydatka
przyjęta wprowadziła ich w błąd, nie przyznając
się do tego, że była służącą, bo reguła ich zgro-
madzenia jednochórowego nie pozwala przyjmo-
wać służących. Usiłowałam początkowo tłumaczyć,
że Hela nie była zawodową służącą, a tylko dziew-
czyną ze wsi, która przepracowała ten okres po
to, by zarobić na wiano, gdy jednak usłyszałam
zarzut, że oszukała, wzburzyłam się i gorąco za-
przeczyłam: „Hela nie mogła skłamać. Prawdo-
podobnie źle trafiłam i tu jej nie ma”. (cdn.)
Warszawa, [1952]
© ZMBM www.faustyna.pl
98818767.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin